Nasza
rozmówczyni sprawia wrażenie osoby cichej i spokojnej. Nikt z nas
nie podejrzewał, że kiedyś szalała w niej burza. Pełna uczuć,
przez wiele lat próbowała stłumić w sobie rozpacz, gorycz,
rozczarowanie, nieufność, zwątpienie i utratę wiary w ludzi.
Nauczyła się zastępować te złe emocje, pozytywnymi odczuciami.
Mawia, że ważne, aby w życiu się nie zasmucać. Ta dewiza
towarzyszył jej przez całe życie, pozwalała jej przetrwać
okupację i system socjalistyczny.
Bohaterka, Władysława Jędrzejewska, po wielu latach milczenia postanowiła podzielić się
z nami niezwykłą historią. Prosiła, abyśmy zrobili coś dla
niej, zachowali pamięć o jej walecznej rodzinie.
Osiemdziesięciolatka, która tak pięknie mówiła o ojcu, matce,
braciach i towarzyszach broni przez skromność nie powiedziała o
tym, abyśmy również ją zapamiętali. My będziemy pamiętać o
rodzinie Makowskich, będziemy także pamiętać o dziewczynie z
grupy artyleryjskiej „Granat”. Młodej sanitariuszce, która
poświęciła młodość dla walki z okupantem i pięknej idei wolnej
Polski.
Jej grupa
chwyciła za broń w Godzinie „W”. Jak twierdzi pani Władysława
nie mieli jej za dużo. Nazwa jej oddziału wzięła się stąd, że
żołnierze szli w bój, często uzbrojeni tylko w jeden granat lub
butelkę z benzyną. Mówiła, że jej oddział stawał zawsze w
pierwszej linii do walki. Nic w tym dziwnego V Obwód, na którym
przyszło im walczyć był jednym z najtrudniejszych rejonów walk.
Mokotów obsadzony był najliczniejszą ilością żołnierzy
niemieckich. Pod względem wojskowym teren bardziej sprzyjał
Niemcom. Zajmowali oni ważne budynki w dzielnicy. Posiadały one
doskonale rozwinięte, wcześniej wybudowane umocnienia (bunkry,
zapory, gniazda ogniowe i stanowiska snajperskie). Niemal na całym
obszarze Niemcy mieli możliwość oddziaływania ogniowego z broni
maszynowej, artylerii polowej, artylerii ciężkiej, broni pokładowej
wozów bojowych itp. Można sobie wyobrazić, jak wielką odwagą
musiała posiadać pani Władysława idąc w bój.
W chwili
wybuchu powstania, żołnierze AK liczyli, że walki potrwają parę
dni. Myśleli, że z pomocą ruszy Polska Armia ulokowana za Wisłą.
Niestety dni zmieniły się w tygodnie, a walka wyzwoleńcza
przekształciła się w rzeź. Mokotów stał się mogiłą wielu jej
kolegów. Sanitariuszka opowiadała, że dzień należał do Niemców
i wtedy odbijali zajęte wcześniej przez powstańców siedziby. Za
to noc należała do powstańców. Bywało tak, że odbijali w kółko
te same budynki.
Pewnego
razu, dowódca jej oddziału, zdruzgotany brakiem amunicji,
pożywienia i dodatkowo chorobą dużej części oddziału zapytał
ją: co robić? - odrzekła, że pójdzie i opowie dowództwu o
sytuacji. Kiedy przedarła się do dowódcy, opowiedziała o
krytycznym stanie swojego oddziału i poprosiła o rozkaz opuszczenia
budynku. Dowódca nie udzielił zgody, kazał się bronić.
Powiedziała wtedy, że nie wykona rozkazu, nie przekaże wiadomości
swoim chłopcom, po czym rozpłakała się i ukryła. Jeden z
adiutantów, jak sądzę przekazał dokładne dane o stanie miejsca i
schorowanych żołnierzy. Dowódca zmiękł. Podporucznik popędziła
do swoich i kazała spalić budynek, oddział się wycofał.
Przykład
wskazuje, jak ciężko było walczyć na Mokotowie. Nie może jednak
dziwić, że młodzi pragnęli walczyć. Ciągłe łapanki,
rozstrzeliwania, wywózki do obozów, głód i niewola, trzeba się
temu było sprzeciwić. Ojciec, Henryk Makowski zastanawiał się –
co wy robicie, zrobią z wami to samo co z gettem, spalą całą
Warszawę, ale córka wiedziała, że tylko walcząc mogą oswobodzić
ukochane miasto.
Sanitariuszka
zajmowała się nie tylko rannymi, do jej zadań należało także
przygotowanie posiłku, budynku do zamieszkania i zdobycie ubrań
(nawet roboczych, ze zdobytej fabryki). Dbała o zdobywanie żywności
i wody. Choroba, o której wcześniej opowiedziała spowodowana była
Dezyderią, gdyż pili wodę z wanny. Kapitan, który kazał trwać i
nie wycofywać się miał na imię Stefan.
Żołnierze
walczyli przez 63 dni z lepiej uzbrojonym i liczniejszym
przeciwnikiem. Brak w uzbrojeniu i wyszkoleniu spowodowały
niepowodzenie w pierwszym okresie walki. Mimo to walczyli, chociaż
jak twierdziła pani Władysława, wiedzieli, że sprawa jest
beznadziejna. Rozmówczyni na długo wymazała z pamięci tamte
wydarzenia. Jednak dziś opowiadała, tak jakby ten dramat odbywał
się wczoraj.
Pamiętała,
jak trafiła do obozu, a także jak jechała w wagonach bydlęcych. W
obozie pełno było robactwa. Panował głód. Niemcy schwytali ją,
ponieważ nie zdążyła wejść do kanałów. Pamiętała również
w panice uciekających Niemców. Pamięć naszego gościa jest
niesamowita. Jesteśmy pełni zachwytu dla jej opowieści.
Pani
porucznik, na zakończenie spotkania powiedziała, że w jej sercu
zawsze była Kruszwica. My, Nadgoplańskie Towarzystwo Historyczne
będziemy pamiętać o rodzinie Makowskich. Postaramy się, aby
historia jej rodziny nie zginęła pośród kart historii.
Grupa
Artyleryjska Granat była częścią 4 rejonu V Obwodu, która
walczyła na Mokotowie. Spośród 520 żołnierzy podczas powstania
zginęło 230, z czego 90 dostało się do obozów koncentracyjnych.
Powstanie przeżyło 160. W uznaniu zasług Komenda Główna AK
odznaczyła żołnierzy G. A. Granat:
- 10 Krzyżami Virtuti Militari,
- 43 Krzyżami Zasługi z Mieczami (złotymi, srebrnymi i brązowymi),
- 69 Krzyżami Walecznymi, w tym sześcioma dwukrotnie.
Opracował ze słuchu i notatek: Bartłomiej Grabowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz