niedziela, 30 października 2016

Kapitan Kazimierz Dratwiński (1893-1920)

Kapitan Kazimierz Dratwiński (1893-1920), powstaniec wielkopolski, oficer Wojska Polskiego; Rodzice: Franciszek, Wiktoria, ur. 04.03.1893 r. w Mątwach koło Inowrocławia, zm. 20.08.1920 r. w Warszawie. Pochowany na cmentarzu ZNMP w Inowrocławiu. Otrzymał pośmiertnie awans na kapitana oraz w 1929 r. Krzyż Virtuti Militari 5 kl.

Organizuje oddziały powstańcze na terenie Kruszwicy i okolicy - tworząc tzw. kompanię kruszwicką, z którą bierze udział w oswobodzeniu miasta Kruszwicy i okolicy, Inowrocławia i okolicznych miejscowości w powiecie inowrocławskim od dnia 1 stycznia 1919 r. do 28 lutego 1919 r., [W nocy z 2 na 3 stycznia 1919 r. powstańcy kruszwiccy pod wodzą Kazimierza Dratwińskiego własnymi siłami wyzwolili miasto. Idący z odsieczą oddział niemiecki z Inowrocławia został zatrzymany i rozbrojony przez innych powstańców otaczających to miasto. W następnym dniu, 4 stycznia 1919 r. powstańcy ruszyli do zajęcia pozycji do ataku na Inowrocław. Zajęto Mątwy oraz rozdzielono planowany atak na dwie strony, od zachodu i od wschodu.]; następnie w 59 P. P. Wlkp. W powstaniu jest d-cą kompanii kruszwickiej, następnie jako d-ca kompanii strzeleckiej w 59 P. P. Wlkp., biorąc udział w akcjach bojowych tejże jednostki. Ostatnio w stopniu kapitana. Zmarł w roku 1920.

Rodzice Franciszka Dratwińskiego to: Jan Dratwiński i Weronika Bartosiewicz.
Rodzice Leokadii Wiktorii Kowalskiej to: Józef Kowalski i Joanna Klops.

Opracowanie Bartłomiej Grabowski, źródła:
  • Uchwała Rady Państwa nr: 12.31-0.1063 z dnia 1958-12-31.
  • E. Tomkowiak, Słownik biograficzny powstańców wielkopolskich, Dratwiński Kazimierz Józef (1893–1920), T. II, s. 38.
  • Kruszwica zarys monograficzny, pod red. J. Grześkowiaka, Toruń 1965 r.


wtorek, 25 października 2016

Ludwik Ruciński kruszwicki fotograf (ur. 1946 r.)

Ludwik Ruciński, kruszwicki fotograf ur. 30 marca 1946 r. w Rusinowie. Pochodzi z rodziny rolniczej, syn Adama Rucińskiego z Rusinowa i Marii z domu Stankiewicz. Ślub rodziców odbył się w Niemczech, gdzie poznali się rodzice zatrudnieni do pracy przymusowej w czasie II wojny światowej. Ojciec pracował w fabryce farb i lakierów.

Niemcy zajęli dom na początku wojny, Ojciec został przewieziony w rejony Lubelskie, a rok później wywiezieni na tereny Rzeszy. W czasie pobytu Adama Rucińskiego (wysiedlony w 1939 do 1945 r., do GG, dane z akt przesiedleńczych w Poznaniu-Archiwum Państwowe w Łodzi, sygn. 47XXI/33) na robotach przymusowych zdobył aparaty fotograficzne, które do dziś syn – Ludwik zachował na pamiątkę. W dzieciństwie próbował robić nimi fotografie, nie posiadał wówczas odpowiedniej wiedzy na ten temat, co powodowało różne, często komiczne sytuację: „Wyciągnąłem klisze, aby zobaczyć jak wyszło zdjęcie” - opowiadał pan Ludwik.

Dziadek nazywał się Ludwik Ruciński, ożenił się z Anną. Po rewolucji rosyjskiej wyjechał do pracy w Ameryce. Pracował jako szewc w fabryce obuwia dla wojska. Tam zarobił na ziemię i kupił gospodarstwo. Z Ameryki wrócił w 1922 r. wtedy urodził się ojciec – Adam. Pieniądze przywoził w specjalnie przez siebie uszytym pasie. Do Polski przyjeżdżał cztery razy, raz zabrał babcie (Annę), chciał zamieszkać w USA, na co nie zgodziła się jego żona, która zakochana była w polskiej ziemi i rusinowskim gospodarstwie. Przez ten czas (do 1922 r.) dziadek przesyłał pieniądze żonie, wówczas w złocie, do dziś rodzina przechowuje akt notarialny z tamtego okresu.

Ludwik Ruciński po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuował naukę w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Kruszwicy. O fotografii, jak wspomina, nauczyciele nie potrafili przekazać mu dostatecznej wiedzy, jednak wysłano go na naukę do Cechu Rzemiosł Różnych, na kursy. Praktykował jako uczeń u Mieczysława Marciniaka (zakład przy kruszwickim rynku, dziś sklep odzieżowy). Cech wysłał pana Ludwika na praktykę do Poznania. Uczył się od 1962 r., a w 1965 r. zdał egzamin. Ukończywszy szkołę nie podjął pracy, jak mówi czekał na pobór do wojska, z którego wyszedł w 1969 r.

Pracę otrzymał w Spółdzielni Fotograficznej w Inowrocławiu „Fotorys”, zarząd firmy znajdował się w Bydgoszczy. Kiedy Spółdzielnia otwierała filie w Kruszwicy, zaproponowano p. Ludwikowi pracę. I tak po trzech latach pracy w inowrocławskiej spółdzielni kontynuował karierę w Kruszwicy, było to w 1972 r. Lokal początkowo znajdował się na ulicy Poznańskiej 4, z różnych przyczyn był przenoszony w okresie pracy p. Ludwika. Przez jakiś czas działał na ul. Rynek 13, od 1990 r. na u. Piasta 4, później na ul. Poznańskiej 1, dziś zakład p. Rucińskiego prosperuje na ul. Poznańskiej 6.

Zajmował się fotografią i przez pewien czas również filmowaniem. Ciekawsze fotografie robił w czasie prób straży pożarnej w budynkach cukrowni kruszwickiej, a także w Kujawskiej Wytwórni Win w Kruszwicy. W czasie „stanu wojennego” robił zdjęcia tzw. zimy stulecia w Janocinie. Fotografował uroczystości tj. pochód 1 Maja w Kruszwicy, śluby, pogrzeby. Pamięta jak robił zdjęcia z uroczystości w Markowicach w czasie wizyty prymasa Józefa Wyszyńskiego, a także kardynała Józefa Glempa. Przed 1992 r. zajmował się również obrabianiem filmów. Robił fotografie nie tylko w Kruszwicy ale także poza granicami miasta np. w Strzelnie, wszędzie gdzie był wstanie dojechać, jak mówi: „kiedy była benzyna do małego fiata”.

Dziadek p. Ludwika nosił miano „kułak” - pojęcie to stosowane było w propagandzie bolszewickiej w ZSRR na określenie chłopów niechętnych do władzy komunistycznej lub forsowanej przez komunistów kolektywizacji wsi (przełom lat 20. i 30. XX wieku), albo stawiających opór przy przejmowaniu ich ziemi przez kołchozy. W latach 40. i 50. chłop posiadający indywidualne gospodarstwo rolne i odmawiający przekazania ziemi do spółdzielni rolnej. Formalnie kułakiem był właściciel dużego gospodarstwa - w istocie był nim każdy chłop sprzeciwiający się polityce kolektywizacji. Z kułakami walczono metodami administracyjnymi (setki tysięcy rolników aresztowano i więziono za niezrealizowanie absurdalnie wysokich obowiązkowych dostaw produktów rolnych) i terrorem (zastraszanie przez Urząd Bezpieczeństwa, rewizje połączone z grabieżą i niszczeniem sprzętu rolnego itd.). W 1956 r. spontanicznie rozwiązało się ok. 90 proc. spółdzielni rolnych, co położyło kres rozkułaczaniu.

Ziemie po dziedzicach po II wojnie światowej państwo rozparcelowało i nadano rolnikom. Parcelanci nie musieli dzielić się swoją pracą w państwem, inaczej było z dziadkiem, a później z ojcem, który przejął gospodarstwo po dziadku. P. Ludwik pamięta, że przez jeden rok panował nieurodzaj. Ojciec nie był wstanie zebrać plonów na plan, został zamknięty w więzieniu koło Bydgoszczy. Za to, że ojca również uważano za kułaka, był prześladowany – opowiadał pan Ludwik. Matka uzbierała na plan od sąsiadów. To był jedyny raz kiedy rodzina nie mogła oddać części zboża na plan, a ojca oskarżono i osadzono prawdopodobnie w Mielęcinie.


Opracowanie Bartłomiej Grabowski, źródło: rozmowa z panem Ludwikiem Rucińskim, fot. archiwum Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego. 

poniedziałek, 24 października 2016

Justyna Wichlińska (1878-1964)

Justyna Wichlińska z domu Trzcińska, była ziemianką i działaczką społeczną. Urodziła się 2 lutego 1878 roku w Ostrowie nad Gopłem. Była córką Józefa i Anny (z Prądzyńskich). Po ukończeniu Gimnazjum Anastazji Warnke w Poznaniu podjęła się nauki języka polskiego dzieci robotników i włościan w rodzinnym Ostrowie. Wyszła za mąż za Lucjana Wichlińskiego i zamieszkała wraz z nim w majątku Tuczno, które Lucjan objął po swej matce Tekli z Czaykowskich Wichlińskiej. Również działał społecznie zakładając już w 1900 roku Kółko Rolnicze w Tucznie. W nowym miejscu nie pozostała bierna. Z zapałem przystąpiła do pracy społecznej zakładając w Tucznie w 1913 roku Towarzystwo Kobiet Pracujących. Zajmowała się rozbudzaniem świadomości narodowej. Zaangażowała się wraz z całą rodziną (mężem, 18-letnią córką Aleksandrą i dwa lata młodszym synem Józefem) oraz pracownikami w przygotowanie Powstania Wielkopolskiego w powiecie inowrocławskim. Organizowała i dostarczała żywność dla powstańców w Inowrocławiu, a dla rannych powstańców ze Złotnik Kujawskich zaaranżowała punkt opatrunkowy w Rucewie. Po odzyskaniu niepodległości już w 1919 roku założyła w Inowrocławiu oddział Polskiego czerwonego Krzyża i stanęła na czele jako prezeska. Za swą działalność niepodległościową (była również prezeską Komitetu Obrony Śląska) została odznaczona Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, Medalem Niepodległości oraz Odznaką 59 Pułku Piechoty Wielkopolskiej. Nadal pracowała społecznie udzielając się w kółkach włościanek, w Związku Obrony Kresów Zachodnich, Powiatowym Komitecie Pomocy Bezrobotnym. Wygłaszała referaty, organizowała kursy szycia, gotowania oraz wycieczki krajoznawcze. Dzięki jej staraniom powstała w Inowrocławiu w 1920 roku Bursa Ziemi Kujawskiej, gdzie mieszkali uczniowie z rodzin robotników rolnych i niezamożnych włościan. W ten sposób umożliwiała im naukę w gimnazjum i szkole wydziałowej. W 1928 roku zmarł jej mąż Lucjan. W 1938 roku została wybrana do Rady Gminnej. Przed II wojną światową włączyła się w nurt przygotowań do obrony kraju, a po wojnie zamieszkała w Inowrocławiu, a następnie w Warszawie. Za pracę społeczną została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi. Zmarła w Warszawie 11 lutego 1964 roku mając 86 lat. Spoczywa wraz z mężem w rodzinnym grobowcu w Tucznie. 

Justyna i Lucjan Wichlińscy z córką Aleksandrą (1915 r.)

Justyna Wichlińska z wnuczkami: Elżbietą Morawską, Marią Czerkawską

Opracowanie Justyna Grabowska, źródła:

  • Fot. ze zbiorów szkoły w Tucznie,
  • Treść pochodzi ze strony http://kruszwicahistoria.blogspot.com/2016/06/kujawskie-dziaaczki-do-ii-wojny.html
  • H. Łada, Wybitniejsi działacze organizacji rolniczych na Kujawach 1864-1939, Inowrocław 1984.
  • H. Łada, Kółko Rolnicze w Tucznie, Inowrocław 1979 r.
  • Dziennik Kujawski nr 86, z 18 kwietnia 1920 r.
  • Dziennik Kujawski nr 67, z 23 marca 1939 r.

sobota, 15 października 2016

Erik Jönson Dahlbergh (1625-1703)

Erik Jönson Dahlbergh (1625-1703) urodzony w Sztokholmie urzędnik, dyplomata, oficer, kartograf, artylerzysta, inżynier wojskowy, baron a następnie hrabia, gubernator, budowniczy, polityk, podróżnik, marszałek polny, architekt. Pochodził z rodziny chłopskiej, osierocony w młodym wieku. Kruszwiczanie Dahlbergha kojarzą ze zniszczeniem zamku, w czasie wojny polsko-szwedzkiej (1655-1660)

Mając 31-lat studiował w Rzymie. Czerpał z tamtejszej kultury, uczył się rysować, poznawał tamtejszą kulturę, zabytki. Latem 1656 otrzymał wezwanie od króla Karola X Gustawa, który przebywał w Polsce. Odnalazł go w obozie wojskowym nad Bugiem koło Nowego Dworu. Ale nie miał okazji stanąć przed monarchą. Następnego dnia rozpoczynała się bowiem krwawa, trzydniowa bitwa o Warszawę. Dahlberg był jej świadkiem. Nie uczestniczył w walce, sporządził natomiast szczegółowe szkice. Dalbergh sporo uwagi zwrócił na stroje, uzbrojenie i konie, a także na wygląd okolicy i zabudowania.

[Dnia 18 czerwca 1657 r. wojska szwedzkie wysadziły i spaliły zamek w Kruszwicy. Szwedzi wycofywali się z miasta, które już właściwie nie istniało. W złupionym i spalonym doszczętnie mieście ocalało zaledwie 8 mieszczan. Okupant nie podarował nawet Kolegiacie, którą także splądrował i ograbił ze wszystkich skarbów. Kiedy po dwóch latach okupacji Szwedzi opuszczali Kruszwicę, aby zabezpieczyć tyły spalili również oba mosty na Gople. Po drodze palili wsie i folwarki. Ziemia wkrótce porosła chwastami, po wiejskich chałupach i wiatraku pozostały zaledwie ślady, ruiny i zgliszcza. Wraz z opuszczeniem najeźdźcy zniknęły lub zostały spalone niemal wszystkie księgi i cała dokumentacja starostwa grodowego (ocalały zaledwie dwie księgi). Potopowi oparła się jedynie wieża.]

Szybko zdobył serce króla, o czym napisał w pamiętniku: "[…] dostąpiłem łaski ucałowania królewskiej ręki. Jego Królewska Mość od pierwszego wejrzenia powziął - Bogu dzięki - dobre o mnie mniemanie i bez zwłoki mianował mnie generalnym kwatermistrzem przy głównej armii w randze porucznika, dając mi na to dyplom królewski, datowany we Fromborku 26 września 1656 roku"

Dahlbergh pod szwedzkimi barwami niszczył i grabił Polskę, żołnierze wysadzali z jego rozkazu w powietrze zamki i pałace. Dalbergh osobiście kierował z rozkazu króla spaleniem zamku w Złotowie. "Wszystko zamieniło się w popiół" - zapisał. Był świadkiem obrócenia w gruzy pięknego prymasowskiego zamku w Łowiczu i spalenia miasta. W Kruszwicy jak pisze - "O północy kazałem zamek podpalić. Była tam wieża, w której, jak piszą, myszy zjadły jakiegoś polskiego króla".

Poruszał się sam, z niewielkim oddziałem lub z całą armią po Pomorzu, Prusach, Mazurach, Mazowszu, Wielkopolsce, Kujawach, Podlasiu, Kaszubach. Zawędrował nawet pod Brześć Litewski. Niektóre miasta odwiedzał kilkakrotnie. Ale obok niszczenia zajmował się budowaniem i rysowaniem. Do jego obowiązków, zleconych mu przez króla, należało dokonanie generalnego przeglądu twierdz, warowni, fortec i zamków polskich. Te, które wpadły w szwedzkie ręce mógł Dahlbergh dokładnie zbadać, ocenić wartość militarną. Sporządzał przy tym ich plan dodając od siebie projekty zmodernizowania umocnień. Te zaś, które uznawał za nie nadające się do skutecznej obrony polecał niszczyć. Ale przedtem często sporządzał ich rysunek.

Podczas całej wojny sporządził masę rysunków z widokami polskich miast i miasteczek. Utrwealił panoramy: Toruńa, Krakowa, Poznańa, Warszawy, Brześcia Kujawskiego, Bydgoszczy, Grudziądza, Kruszwicy, Iłży, Janowca nad Wisłą, Łowicza, Świecia, Pińczowa, Piotrkowa i innych. Dzięki jego pracy zachowały się szkice nieistniejących już zamków, murów obronnych, kościołów, budowli cywilnych i mostów. Narysowane z ogromną dokładnością są dokumentami opowiadającymi jak te miejscowości niegdyś naprawdę wyglądały. Dahlbergh sporządzał plany miast i zamków. Spod jego ręki wyszedł najstarszy zachowany plan Brodnicy, czy wspaniałego zamku Krzysztopór. Szwed rysował też ważne wydarzenia, których był świadkiem. Obok bitwy pod Warszawą, której poświęcił trzy rysunki utrwalił m.in. ogarnięty walkami Sandomierz wraz z momentem wysadzenia miejscowego zamku w powietrze. Inne rysunki przedstawiają bitwy pod Gnieznem, Filipowem, Gołębiem, oblężenia Torunia, Krakowa, forsowanie Wisły pod Zawichostem. Na rysunkach przedstawił ceremonie składania przez magnatów polskich poddańczej przysięgi królowi szwedzkiemu na przedpolach Krakowa, poselstwo polskie u Karola Gustawa pod miastem Koło, spotkanie szwedzkiego króla z księciem siedmiogrodzkim Jerzym Rakoczym w pobliżu Ćmielowa. Rysunki Dahlbergha w większości zachowały się w szwedzkich bibliotekach i muzeach. Duża ich część jeszcze za życia artysty stała się podstawą do miedziorytów. Przenosili je na miedziane płyty tzw. Rytownicy-ilustratorzy, którzy pracowali pod nadzorem samego Dahlbergha. Wówczas to rysunki tuszem wykonywane gdzieś nad Sanem czy Wartą uzupełniano ramkami, napisami, herbami. W ten sposób jeszcze wzrastała ich wartość dokumentalna. Dzieła Dahlbergha, w tym rysunki przywiezione z Polski, stały się ilustracjami wielkiej księgi historyka Samuela Pufendorfa sławiącego wojenne czyny Karola X Gustawa. Była to sławna w Europie, pisana po łacinie "De rebus a Carolo Gustavo Sueciae Rege gestis..." wydana w Norymberdze w 1696 r. Dzięki zawartym w niej rysunkom możemy obecnie w Polsce dowiedzieć się jak przed trzystu laty wyglądały nasze miasta.

Opracowanie Bartłomiej Grabowski, źródła:


piątek, 14 października 2016

Kruszwica w okresie międzywojennym 1919-1939 r.

W okresie międzywojennym w latach 1919-1939 Kruszwica zajmowała obszar 165,83 ha, z czego 97,08 ha zajmowały role, 40,19 ha ogrody, 16,46 ha miejsca pod zabudowę oraz ulice i place 12,10 ha. Obszar miasta powiększył się dopiero w 1934 r. kiedy do miasta włączone zostały pobliskie wsie i gminy wiejskie, Kruszwica-Grodztwo i półwysep Rzępowo.

Za sprawą rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 10 marca 1938 r. o zmianie granic powiatów inowrocławskiego i mogileńskiego (DzU RP nr 19, poz. 154) wyłączono Kruszwicę wraz z terenem zagoplańskim z powiatu mogileńskiego i włączono z dniem 31 marca 1938 r. do powiatu inowrocławskiego. Spomieć należy, że w latach 1919-1939 Kruszwica trzykrotnie zmieniała terenową przynależność, tuż po odzyskaniu niepodległości Polski w 1919 r. miasto weszło w skład powiatu strzelińskiego.

Kiedy miastem zarządzał burmistrz Stanisław Borowiak (1925-1932) wybudowano: 1 dom mieszkalny dla 8 lokatorów, 1 dom dla starców (14 pokoi i 5 kuchni), 1 dom dla 21 rodzin robotniczych i 1 barak dla wyeksmitowanych bezrobotnych.

Według statystyk mieszkaniowych w 1928 r. wynika, że w Kruszwicy znajdowało się 703 mieszkania, z czego 382 jednoizbowych, 167 dwuizbowych, 77 trzyizbowych, 42 czteroizbowych, 21 pięcioizbowych i 14 mieszkań sześcioizbowych. Domy znajdowały się w złym stanie technicznym, część nadawała się do rozbiórki. Budynki były zaopatrzone tylko w instalacje gazowe, wodociągi rozpoczęto budować w Kruszwicy w 1934 r.

Projekt kanalizacji miasta, opracowany w 1936 r. przez inżyniera Wójcickiego z Bydgoszczy z braku funduszy został do 1939 r. tylko częściowo zrealizowany. Uregulowano otwarte odpływy do Gopła. Ulice w mieście były brukowane i oświetlane przy pomocy lamp gazowych. Miasto nie posiadało tramwajów, autobusów ani innych środków komunikacji (wyjątkiem były prywatne, nieliczne taksówki).

W roku 1921 Kruszwica liczyła 3033 mieszkańców. Wzrost ludności w latach 1920-1939 wynosił 2367 osób. Do roku 1938 zwiększyła się liczba mieszkańców do 5345. Kruszwica była polskim miasteczkiem. Mniejszość niemiecka stanowiła około 3,5% ogólnej liczy mieszkańców. Pod względem wyznaniowym ludność składała się z katolików, ewangelików i żydów. Żydzi w 1921 r. mieli w Kruszwicy zorganizowaną gminę kahalną z pięcioosobowym zarządem, w skład którego wchodzili wyłącznie kupcy. Funkcję rabina sprawował dr Aronsfeld.

W 1925 r. liczba żydów zmalała do dziesięciu, w tym tylko 3 mężczyzn. Z racji braku odpowiedniej ilości członków rozwiązano gminę kahalną, a Żydzi kruszwiccy przeszli pod kuratelę gminy żydowskiej w Inowrocławiu.

Wyznania ewangelickiego byli Niemcy kruszwiccy. Stanowili oni niedużą grupkę wyznaniową i narodowościową. W 1920 r. na mocy opcji większość z nich wyjechała do Niemiec.

Społeczeństwo kruszwickie pod względem socjalnym tworzyli robotnicy, rzemieślnicy, urzędnicy oraz kupcy. Robotnicy stanowili największy odsetek ludności.

W okresie dwudziestolecia międzywojennego ustrój miasta opierał się na ordynacji miejskiej sześciu wschodnich prowincji monarchii pruskiej z 30 maja 1853 r. z uwzględnieniem zmian wprowadzonych ustawami późniejszymi i ustawą z dn. 22 marca 1933 o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorialnego (DzU nr 35, poz. 294).

Rada Miejska była organem ustanawiającym. Magistrat, zwany od 1933 r. Zarządem Miejskim, jako gminna władza administracyjna, przygotowywał uchwały rady miejskiej, zarządzał majątkiem miejskim, decydował w sprawach kadr urzędniczych, reprezentował gminę na zewnątrz, dokonywał podziału miejskich danin i świadczeń oraz uskuteczniał ich pobór. Przełożonym gminy i kierownikiem całej administracji i gospodarki gminnej był burmistrz.

W Kruszwicy 20 września 1919 r. zatwierdzono wybór nowych członków Magistratu, składającego się z następujących osób: Burmistrz Rabe – a od lipca 1921 r. Józef Rosiński, zastępca burmistrza – Roman Marcinkowski (aptekarz, ławnicy – Kazimierz Hundt (kasjer miejski), Stanisław Wiśniewski (dyrektor banku) i Franciszek Kempski (krawiec).

Członkowie Magistratu wybierani byli na okres sześciu lat. Burmistrza Rosińskiego zastąpił Stanisław Borowiak (kamlarz). Rada Miejska liczyła 12 członków wybieranych na okres 6 lat. Liczba radnych miejskich zależna była od liczby mieszkańców.

W Kruszwicy działały, zgodnie z obowiązującymi regulaminami zatwierdzonymi przez Radę Miejską, następujące komisje: Ubogich, Budowlana, Rzeźni, Gazowni, Finansowa, Rewizyjna, Sanitarna, Wodna, Komisja dla propagandy, turystyki i upiększania miasta.

W 1905 r. została wybudowana w mieście gazownia, jej maksymalna sprawność wynosiła 150 tys m3 rocznej produkcji gazu. Rzeźnie w Kruszwicy wybudowano już w 1895 r. Wyposażona była w maszynę parową z kompresorem dla chłodni i 2 pompami mechanicznymi, kocioł parowy z pompą mechaniczną, wciągi mechaniczne, urządzenia kiszkarni oraz chłodnię z 10 pomieszczeniami.

Istniało również nad Jeziorem Gopło letnisko, wyposażone w łazienki, plażę, bufet, wypożyczalnie łodzi i żaglówek, dawało dość pokaźne dochody miastu, jak i zatrudnienie jego mieszkańcom.

Ogólnie w mieście działały jeszcze 4 kawiarnie, 8 piekarni, 7 masarni i 1 jatka, 7 restauracji, 12 sklepów spożywczych, 4 zakłady fryzjerskie, 2 hotele i schronisko turystyczne.

W Kruszwicy, nastawionej na przemysł spożywczy istniała wytwórnia win H. Makowskiego, Cukrownia - Spółka Akcyjna w Kruszwicy, Ziemiański Młyn Parowy, Elewatory Zbożowe w Polsce z siedzibą w Kruszwicy, Spółdzielnia Mleczarska, Mleczarnia po Rudolfie Langnerze, Młyn Parowy Sehleckiej, według sprawozdań administracyjnych miasta Kruszwicy istniało około 50 zakładów przemysłowych.

W latach 1930-32 Kruszwicę dotknął kryzys, zwiększyło się bezrobocie, a „walka z bezrobociem” obciążyła budżet miejski, w 1931/32 miasto wydało ponad 21 tys zł kwotę czterokrotnie większą niż dwa lata wcześniej. Kryzys spowodowany spadkiem cen i niekorzystną koniunkturą w 1930 r. spowodował zubożenie większej części mieszkańców kruszwickiej gminy, a nawet nędzę. Miasto zaciągnęło pożyczkę, aby pomóc bezrobotnym, nie rozwiązało to jednak problemu. W marcu 1930 r. doszło do zamieszek w wyniku, których aresztowano 42 osoby.

Życie kulturalne Kruszwicy dwudziestolecia międzywojennego cechowała znaczna żywotność. Przyczyna leżała w turystyczno-krajoznawczym charakterze miasta. Licznym wycieczkom i turystom zwiedzającym Wzgórze Zamkowe (Wieże), kolegiatę, największą w Polsce wytwórnie win itd., trzeba było dać rozrywkę kulturalną. Spory udział w kulturze miasta miało Nadgoplańskie Towarzystwo Śwpiewu. Towarzystwo to tworzyło około 60 amatorów śpiewu, rekrutujących się z ludzi pracy. W 30 rocznicę swego istnienia (9 V 1929) Towarzystwo urządziło wielki „Wieczór Pieśni Ludowej”, połączony z przedstawieniem amatorskim „Pupil Pupile”.

W Kruszwicy odbył się również 31 VIII 1930 r. zjazd XIX Okręgu Wielkopolskiego Związku Kół Śpiewaczych z Poznania, połączony ze „Świętem Pieśni”.

Ciekawostką jest, że jednym z największych organizatorów przedstawień amatorskich i zabaw tanecznych była Ochotnicza Straż Pożarna w Kruszwicy. Liczyła 40członków czynnych i 93 wspierających, bardzo uroczyście obchodzili druhowie 30 i 35-lecie swego istnienia połączone z capstrzykiem, płonącymi pochodniami i sztucznymi ogniami nad Gopłem.

Opieką nad plantami i parkiem miejskim dbało Towarzystwo Upiększania Miasta Kruszwicy (zał. w lipcu 1920 r.). Dbało o estetyczny wygląd okolic Mysiej Wieży, inicjowało różne akcje np. ozdabianie balkonów kwiatami, domagało się między innymi estetycznych wystaw sklepowych, szyldów i reklam. U władz miejskich wymogło wydanie zarządzenia zakazującego wypuszczania na ulicę i place publiczne kur, psów i innych zwierząt domowych. Towarzystwo urządzało konkursy. Przestało istnieć w 1931 r.

Ośrodkiem kultury była oczywiście Kruszwicka Biblioteka Miejska. Jej księgozbiór sięgał 1650 tomów.

Kino „Ziemowit” działało od 1927 r., urządzone było początkowo w sali cukrowni. Posiadało ono 100 miejsc siedzących i 150 stojących. Seanse odbywały się 4 razy w tygodniu tj. 2 razy w sobotę i 2 razy w niedzielę.

Kino rozbudowano i wkrótce kruszwiczanie mogli oglądać występy Teatru Popularnego z Bydgoszczy, Warszawskiej Opery Objazdowej, Warszawskiego Teatru Objazdowego, Teatru Poznańskiego, Teatru Ziemi Pomorskiej w Toruniu, Teatru Zdrojowego z Inowrocławia czy nawet Opery Lwowskiej. Repertuar obejmował sztuki teatralne, opery i operetki.

W dziedzinie sportu Kruszwica szczyciła się własnym klubem piłki nożnej „Gopło'.

W Kruszwicy istniały dwie szkoły podstawowe oraz Szkoła Dokształcająca, w której uczyła się młodzież w wieku 14-18 lat w zawodach rzemieślniczych, niezależnie czy uczeń pracował czy też był bezrobotny. W latach 1925-1930 istniała ponadto tzw. szkoła wydziałowa.


W planach miasta było również założenie Nadgoplańskiego Muzeum Regionalnego w Kruszwicy, eksponaty miało zgromadzić Kółko Włościańskie. Wybuch wojny we wrześniu 1939 r. uniemożliwił zrealizowanie tego przedsięwzięcia.  

Opracowanie Bartłomiej Grabowski, źródło artykuł Anny Perlińskiej, Bydgoszcz; Kruszwica zarys Monograficzny pod red. J. Grześkowiaka, Toruń 1965 r. Fot. Archiwum Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego, od góry 1) Rynek i kościół ewangelicki w Kruszwicy, 2) Burmistrz Stanisław Borowiak, 3) Wieża ciśnień w Kruszwicy, w czasie budowy, 4) Burmistrz Józef Konrad Rosiński, 5i6) Zakłady kruszwickie, 7) Piłkarze Gopła Kruszwica.

środa, 12 października 2016

Jan Stachowiak (ur. 11.5.1904, zm.07.10.1950) piekarz z Kruszwicy

Mój ojciec Jan Stachowiak był z zawodu piekarzem, urodził się w Kruszwicy Wsi, miał siedmioro rodzeństwa. Jego ojciec Walenty (1869-1951) był furmanem w ówczesnym Urzędzie Miasta Kruszwica. Ojciec jego matki Katarzyny (1874-1959), Józef Kostrzewa/Kostrzak (1829-1917), jako młody chłopak wraz z dwoma kuzynami brał udział w powstaniu styczniowym. Po upadku powstania rodzice Józefa w obawie przed represjami sprzedali swój majątek/gospodarstwo w Kobylnicy (w zaborze rosyjskim). Zmienili nazwisko z Kostrzewa na Kostrzak i przenieśli się do pobliskiej wsi Marianowo w zaborze pruskim (od 1925 r. przemianowane na Łabędzin przez właściciela hrabiego T. Grabskiego). Tam kupili ponad 10 hektarowe gospodarstwo w ramach ówczesnej reformy rolnej w zaborze pruskim.

Mój Ojciec uzyskał w 1925 r. stopień czeladnika w Kruszwicy, u mistrza piekarskiego St. Żuchwaskiego. Ten przyjął go na ucznia 01.04.1923 r. bez opłaty, na którą rodziców mojego ojca nie było stać. Jako czeladnik (od 1925 r.) otworzył swoją pierwszą piekarnię we wsi Witowice. Zamieszkał w domu kołodzieja Władysława Żurawskiego (1880-1970) i Weroniki (1890-1975) z domu Kostrzak – bratanicy swojej matki Katarzyny. W nocy sam piekł pieczywo w wydzierżawionej we wsi piekarni (jako czeladnik nie mógł zatrudniać uczniów), a od rana, również sam, konnym zaprzęgiem rozwoził i sprzedawał je po okolicznych wsiach. Wtedy poznał swoją przyszłą żonę Leokadię, najstarszą córkę Żurawskich (1911-1994). Rodzice pobrali się, ze względu na pokrewieństwo za zgodą biskupa, w 1936 r.
Za pożyczone pieniądze, między innymi od Żyda Idźkowskiego, ojciec wynajął (od 1 października 1935 roku od Spółdzielni Spożywców „Piast”) i prowadził piekarnię przy ul. Poznańskiej nr. 2. Idzikowskiemu pasowało, żeby obok jego sklepu mięsnego był sklep z pieczywem, bo wracający do wsi chłopi lubili kupować „miastową” kiełbasę i chleb. Kiedy przed wojną tzw. ‘aktywiści” rozwieszali plakaty wyszydzające Żydów rodzice nie zgodzili się na wywieszanie ich w oknie wystawowym piekarni. Wtedy przed sklepem ojca ustawiały się pikiety zniechęcające klientów od zakupu pieczywa.


Starsi Kruszwiczanie wspominali, słyszałem to osobiście, że lubili u Stachowiaka kupować, bo: „miał dobre pieczywo”, „był wesoły” oraz, „był dobry dla ludzi”. I chyba rzeczywiście tak było, bo do czasu rozpoczęcia wojny rodzice spłacili długi i uskładali około połowę pieniędzy na zakup domu, w którym prowadzili piekarnie, pomimo, że w tak zwanym „zeszycie”, było wiele niezapłaconych długów. Ojciec zrobił mistrza piekarskiego w 1939 r. Dyplom otrzymał w Izbie Rzemieślniczej w Toruniu 26 kwietnia 1939 r.


Podczas mobilizacji w 1939 roku ojciec w stopniu plutonowego został przydzielony do obrony Lwowa. Jednostka mojego ojca nie brała udziału w żadnej bitwie i po 17 września została rozwiązana rozkazem dowódcy armii. Ojciec wracał z kolegami w mundurze (z oderwanymi dystynkcjami), pieszo, podobno z lornetką na szyi. Nie uszło to uwadze rosyjskiego patrolu, który wyłapywał polskich oficerów. Kazali ojcu pokazać ręce, – jako piekarz miał ręce spracowane, a więc nie był oficerem. Zabrali lornetkę, ale ojca na szczęście puścili wolno. Doszedł do Krakowa gdzie uwięzili go Niemcy i wywieźli do pracy w Wirtembergii na gospodarstwie Wrangla – generała z I wojny światowej. Po zajęciu Kruszwicy przez Niemców piekarnia ojca została przez okupanta zamknięta.

Dzięki pismom mojej matki, że rzekomo w Kruszwicy brakuje piekarza, poświadczanym przez miejscowych Niemców pracujących wtedy w Urzędzie Miejskim, którzy ojca szanowali, ojciec wrócił z Niemiec do domu. Niestety, jako piekarz pracy nie dostał. Jako bezrobotny został przydzielony do tzw. „zakładników”, spośród których Niemcy zabijali po kilku/kilkudziesięciu w odwecie za zabójstwo każdego Niemca w Kruszwicy lub w okolicy. Kiedy więc Arbaitzant w Kruszwicy ogłosił nabór do pracy na kolei, ojciec się zgłosił z nadzieją, że będzie pracował blisko domu. Niestety został wywieziony na Bauzug, pod Smoleńsk, do poszerzania torów.



Po zakończeniu wojny Ojciec wydzierżawił piekarnie/piec po piekarzu Borówce na ul. Rybackiej oraz sklep w rynku, w domu obok apteki. Najpierw samodzielnie, a od 1948 r. wraz ze swoim szwagrem Antonim Żurawskim (1916-1993), w tych strasznych dla „prywaciarzy” czasach, walczył o przetrwanie. Prywatni wtedy nie mieli ubezpieczenia, prawa do renty, emerytury i byli nękani kontrolami i karami za, często wymyślone, przestępstwa. W 1950 r. ojciec zaczął odczuwać bóle żołądka zamknął piekarnie i zatrudnił się w państwowym tzw. „kombinacie piekarniczym” w Kruszwicy. Umarł po trzech miesiącach pracy na państwowym (okresie zbyt krótkim, żeby mieć prawo do renty) na raka żołądka. Miał świadomość, że zostawia żonę i syna (maiłem wtedy 5 lat) praktycznie bez środków do życia, chociaż z grubym tzw. „zeszytem” nieściągalnych długów za wydane po wojnie pieczywo z własnej piekarni. Kruszwiczanie i mieszkańcy okolicznych wniosek żegnali ojca tłumnie uczestnicząc w jego pogrzebie.




 Opracował syn Czesław Stachowiak, Gdańsk