poniedziałek, 18 maja 2015

Powstanie styczniowe 1863/64, a Wielkopolanie



„Nie oznaczali oni czasu, kiedy wybuchnąć ma powstanie. W tych latach nie było o tym co myśleć. Rosja była już wypoczęta po wojnie krymskiej i nie zagrażała jej znikąd żadna wojna; nigdzie też w Europie nie zanosiło się na żadne przewroty. Chodziło tedy emigracji o samą tylko organizację powstańczą, ale nie o powstanie. Nierozsądnie było urządzać organizację przedwcześnie, ale na tem oni się nie znali. Nie znali się zazwyczaj na niczem, a chcieli mieć wpływ na kraj.”

Tak o Powstaniu Styczniowym pisał wybitny historyk Feliks Koneczny. Przygotowania do powstania rozpoczęły się już w 1860 roku, kiedy to na ulicach Warszawy doszło do demonstracji patriotycznych. Wojsko rozpędzało ludzi strzałami, cała Warszawa była poruszona. Mimo to nie zaprzestano demonstracji. Liczba ludzi, którzy brali w nich udział sięgała nawet kilkadziesiąt tysięcy. Szybko zaczęły się nawiązywać liczne tajne stowarzyszenia, kierowane przez emigrację. Wkrótce zmieniły się w spisek rozgałęziony po całej Kongresówce, częściowo nawet po innych prowincjach polskich. Młodzież uważała sobie za honor należeć do spisku, sądząc, że się tam przysłuży Ojczyźnie.

Demonstracje trwały w Warszawie ciągle. Należało wreszcie obwieścić światu ich powód i cel; należało obwieścić publicznie, czego chce naród. Nie było żadnych władz w Polsce, kto więc miał przemówić do cara?

Jedynym stowarzyszeniem, dozwolonym przez rząd było Towarzystwo Rolnicze. Był to związek gospodarczy właścicieli dóbr, a więc sama szlachta. Wraz ze swym prezesem Andrzejem Zamoyskim stali się reprezentacją narodu polskiego wobec rządu i cara.

Towarzystwo uchwaliło wysłać do cara pismo zawierające potrzeby kraju. Jeden z wybitniejszych członków towarzystwa, margrabia Aleksander Wielopolski radził, aby carowi podać jakiś wyraźny projekt. Radził zażądać, aby car przywrócił konstytucję z 1815. Lud chciał polskiego sejmu, polskich szkół bez ograniczeń carskich, polskiego ministerstwa i polskich urzędników. Niestety spora część członków towarzystwa nie zgodziła się z takim projektem, z obawy, czy nie żądają za dużo. Napisano więc list, który w zasadzie nic konkretnego nie mówił, krótko mówiąc byle jaki. Mimo to Wielopolski pojechał do Petesburga , gdzie znalazł posłuch u cara. Został mianowany ministrem oświaty w Kongresówce.

Sprawa polska zaczęła się posuwać naprzód. W Warszawie powstał po 30 latach na nowo rząd polski. Tylko wojskowe sprawy należały do Rosjan i rządu petersburskiego. W ten sposób car trzymał w ryzach polaków; służba wojskowa trwała 25 lat. Kogo wzięto do wojska, ten stracony był dla rodziny i dla gminy swojej.

Tajne organizacje nie chciały takiego rządu. Były dwa rządy – jak pisał Koneczny, jeden jawny z Wielopolskim na czele – i drugi tajny, stojący na czele spisku. Ten tajny ogłosił się w kwietniu 1962 roku „rządem narodowym”.
Większość szlachty i mieszczaństwa posłuszna była rządowi tajnemu. Wielopolski uzyskał wiele dla Polski, ale spiskowcom nie podobało się nic co wychodzi za zgoda cara. Młoda krew, młodego tajnego stowarzyszenia pragnęła walką odebrać to co im się należy; pragnęli powstania, nie chcieli służyć w armii carskiej, bić swoich pod obcą banderą.

Rząd tajny zdecydował się na powstanie. Nie było żadnych przygotowań. Brakowało wojska, broni, planu, oficerów, a przede wszystkim pieniędzy. O wszystkim zaczęto myśleć dopiero w czasie powstania. Kongresówka dysponowała 83 tysiącami regularnego wojska rosyjskiego, drugie, a nawet trzecie tyle car mógł przysłać z Rosji w każdej chwili.

W połowie stycznia zaczęło się powstanie walką w lasach kampinoskich. Bismarck zacierał ręce, cieszył się, że układy Polaków z carem wzięły w łeb. Posłał do Petersburga projekt, żeby Rosja i Prusy związały się na stałe przeciw Polakom.

Powstanie 1863, zwane styczniowym, było ostatnią robotą emigracji. Nie można tego ruchu nazwać wojną, jak w 1831, każda okolica walczyła na własną rękę. Formował się oddział, który pozbierał strzelby myśliwskie z dworów szlacheckich, a często powstańcy ruszali tylko z bronią sieczną; oddział taki robił wypady z lasu na mniejsze komendy rosyjskiego wojska. Stoczono w ten sposób około 600 potyczek. W kilku największych potyczkach brało udział tylko dwa, góra trzy tysiące powstańców. Zwykle walczono oddziałami po kilkuset. Brakowało planu wojennego i głównodowodzącego.

Wojsko rosyjskie nie miało sposobności do żadnej walnej bitwy, gonili tylko drobne oddziały po całym kraju. Trzeba przyznać, że odwagi powstańcom nie brakowało. Setki walczyły z tysiącami. Ofiarność społeczeństwa na cele powstania była nadzwyczajna, niewidziana nigdy w historii w tak dużym stopniu. Szlachta oddawała z zapałem i bez namysłu majątki na walkę o niepodległość. Niestety ani ofiarność, ani zapał, ni męstwo, poświęcenie, choćby największe bohaterstwo nie mogły zapewnić zwycięstwa przeciwko regularnej armii, liczącej już 100000 żołnierzy – pisał Koneczny - „I wytrwaliśmy aż do lata 1864 r., czekając na obcą pomoc. Wytrwaliśmy w ruchawce, nie mającej już żadnego celu, gdyż nie posiadającej najmniejszych widoków powodzenia, a wyniszczającej kraj cały do ostatniej nędzy, i – co najważniejsze – prowadzącej kwiat młodzieży na pewne jatki, a potem kwiat całego narodu na szubienice i Sybir.”

Wielkopolanie w czasie powstania styczniowego

Chociaż powstanie 1863 roku nie toczyło się na ziemiach zaboru pruskiego, to Wielkopolanie wspierali je i czynnie w nim uczestniczyli, a wschodnia część regionu była areną wielu bitew i potyczek. Granica między zaborem pruskim a rosyjskim przebiegała między Wrześnią a Słupcą. W tym kierunku wyruszało od stycznia 1863 roku wielu Wielkopolan zamierzających przyłączyć się do powstania.

Z naszego regionu pochodziło dwóch generałów powstania 1863 roku. Jeden z nich, Marian Langiewicz został nawet jego przywódcą (dyktatorem). Wywodził się z Krotoszyna, a wojskowe doświadczenie zdobywał najpierw w armii pruskiej. Potem emigrował do Włoch, gdzie zafascynował go Giuseppe Garibaldi. Langiewicz uczestniczył w jego w wyprawie na Sycylię. Generałem i dowódcą wojsk województw kaliskiego i mazowieckiego został w czasie powstania styczniowego Edmund Taczanow-ski, ziemianin z rejonu Pleszewa, który także miał spore doświadczenie wojskowe. Brał wcześnie udział wydarzeniach Wiosny Ludów oraz, podobnie jak Langiewicz, walczył we Włoszech. Wojskowy fach dobrze znał również inny znany dowódca powstańczy z Wielkopolski, Edmund Callier. Przed powstaniem przez 5 lat służył on w Legii Cudzoziemskiej, walczył na Krymie i w Afryce.

Wschodnia część Wielkopolski należąca do zaboru rosyjskiego była areną wielu bitew i potyczek. Niestety, z czterech największych starć w naszym regionie tylko jedno była zwycięskie.

Pierwsza z najkrwawszych bitew miała miejsce 2 marca 1863 roku pod Dobrosołowem (niedaleko Konina). Rosjanom uległ tam dowodzony przez Kazimierza Mielęckiego oddział, który miał wcześniej na koncie kilka zwycięskich potyczek. Zginęło około 100 powstańców, w większości bardzo młodych ludzi. Wśród ofiar było 11 gimnazjalistów z Trzeme-szna, którzy bohatersko odsłaniali odwrót oddziału.

29 kwietnia 1863 roku 1200 strzelców i kosynierów dowodzonych przez Edmunda Taczanowskiego pokonało pod Pyzdrami (koło Wrześni) liczniejsze od nich siły rosyjskie. Tego samego dnia doszło też do klęski pod Brdowem. Utworzony przez Prądzyńskiego, a kierowany przez francuskiego ochotnika, ppłk. Léona Younga de Blankenheima uległ dwukrotnie większemu oddziałowi carskiemu. W bitwie poległ dowódca i kilkudziesięciu powstańców. Część rannych, a wśród nich Karol Libelt, syn słynnego poznańskiego filozofa, zostało zamordowanych przez Rosjan. Dziewięć dni później porażkę odniósł także oddział Taczanowskiego. Uległ on carskiej armii po Ignacewem (niedaleko Ślesina). Tym razem miała ona znacznie większą przewagę liczebną niż pod Pyzdrami (2000 ludzi przeciwko 1100 powstańcom). Rosyjskie wojska wygrały jednak głównie dzięki temu, że udało im się przez bagna dostać na tyły polskich wojsk. Zginęło co najmniej 163 powstańców. Przeważały porażki, ale nie brakowało mniejszych sukcesów np. oddział Taczanowskiego odparł carskie wojska pod Rychwałem i bronił Koła, a powstańcy dowodzeni przez płk. Edmunda Calliera pokonali Moskali w rejonie wsi Grochowy.

Carska armia topiła powstanie styczniowe we krwi. Do zbrodni dochodziło także w Wielkopolsce. Jedną z jej ofiar padł kapucyn, 30-letni ojciec Maksymilian Tarejwo, były kapelan z oddziału Taczanowskiego. Wydanego przez donosiciela zakonnika Rosjanie powiesili w czerwcu 1864 roku w Koninie. Historycy szacują, że czynny udział w powstaniu wzięło ok. 4.000 mieszkańców zaboru pruskiego. Nie ustalono ilu z nich zginęło. Tym bardziej nie wiadomo, ilu Wielkopolan pomagało powstańcom i było za to represjonowanych. W latach 1863-1864 na terenach dawnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego dochodziło do licznych aresztowań osób podejrzewanych o wspieranie polskiego zrywu. Patriotów oskarżano o zdradę stanu i skazywano na więzienie, ich procesy toczyły się głównie w Berlinie. Zaborcy ściśle współpracowali ze sobą w prześladowaniu Polaków.

Wielkopolanom z zaboru pruskiego, którzy przedostali się do Królestwa Polskiego i zostali wzięci do niewoli przez carskie wojsko groziły dodatkowe represje. Jeśli przeżyli pobyt w rosyjskich więzieniach i zsyłkę na Syberię, to po powrocie w rodzinne strony często ponownie trafiali za kraty.

źródła: F. Koneczny, Dzieje Polski, Warszawa-Kraków 1999.
Atlas historyczny Polski, Warszawa 2005.
M. Żywczyński, Historia powszechna 1789-1870, Warszawa 1999. 
A. Nożyńska-Demianiuk, Polskie symbole narodowe, Poznań 2014.

Opracowanie: Bartłomiej Grabowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz