W
czasie pierwszej wojny światowej w szerokie użycie weszły karabiny
maszynowe i granaty ręczne. Wystąpiło lotnictwo. Samoloty, używane
początkowo jedynie w celach rozpoznawczych, rozszerzyły później
zakres swych działań i prowadziły już akcję szturmowe, wspierały
wojska lądowe, osłaniały je przed lotnictwem nieprzyjaciela i
unieszkodliwiały środki ogniowe. Zaczęto również posługiwać
się w ataku wozami opancerzonymi, zaopatrzonymi w lekkie armatki i w
karabiny maszynowe. Anglicy nazywali je tankami. Po próbnym atakiem
nad Sommą we wrześniu 1916 r. pierwsze wielkie uderzenie czołgów
angielskich miało miejsce 20 listopada 1917 r. pod Cambrai. Jednak
broni, którą najbardziej obawiali się żołnierze w czasie
Wielkiej Wojny nie były karabiny, samoloty, czy czołgi, a gaz
trujący – broń chemiczna. Po raz pierwszy zastosowali ją Niemcy
na froncie wschodnim 31 stycznia 1915 r. pod Bolimowem na południowy
wschód od Warszawy (około 60 km od naszej stolicy).1
Mogiła kruszwickiego żołnierza, porucznika Stanisława Borówki, poległego w czasie Wielkiej Wojny pod Bolimowem - cmentarz parafialny w Kruszwicy
Na
większą skalę użyto gazów 22 kwietnia 1915 r. pod Ypres, na
froncie zachodnim. W maju 1915 r. bronią gazową zaczęły się
posługiwać i wojska państw koalicji. Pierwszy na świecie bojowy
gaz trujący nazywa się iperyt. Jego nazwa pochodzi od miejscowości
Ypres w Belgii, gdzie użyto go, podczas pierwszej wojny światowej.
Od
grudnia 1914 do lipca 1915 roku w pobliżu Bolimowa, wzdłuż rzek
Rawki i Bzury przebiegała linia frontu. Po jednej stronie w okopach
siedzieli Rosjanie, po drugiej Niemcy. Historycy nazwali te zmagania
bitwą nad Rawką.
31 stycznia 1915 roku Niemcy właśnie w tej
batalii po raz pierwszy w historii użyli broni masowego rażenia:
ostrzelali okopy rosyjskie pociskami artyleryjskimi wypełnionymi
środkiem działającym podobnie do gazu łzawiącego. Z powodu mrozu
atak jednak okazał się nieskuteczny.
Cztery
miesiące później 31 maja 1915 roku Niemcy użyli chloru – był
to największy atak gazowy w tej wojnie na froncie wschodnim, szacuje
się, że zginęło w nim 11 tys. ludzi. W kolejnych miesiącach
przeprowadzono jeszcze dwa ataki gazowe: podczas jednego z nich wiatr
skierował gaz na pozycje niemieckie. Wtedy okazało się, jak w
niesprzyjających warunkach pogodowych broń może obrócić się
przeciw temu, kto jej użył. Pamiątką po tych wydarzeniach są
liczne cmentarze wojenne rozrzucone po Puszczy Bolimowskiej.
Sprawę
ataku chemicznego swojego pomysłu przedstawiał prof. Fritz Haber.
Skutki ataku miały być mocniej odczuwane. Proponował użycie
chloru w postaci ciekłej. Opary chloru opadając miały
najskuteczniej działać w okopach. Za jego chmurą mogli zaś
postępować piechurzy dobijając zdolnych jeszcze do walki
przeciwników. Przygotowania do użycia pod Bolimowem chloru
rozpoczęto jeszcze w kwietniu. Co prawda nie tu przewidziano
przeprowadzenie eksperymentu ale dowództwo frontu południowego nie
było zainteresowane dostosowaniem daty ataku do warunków
pogodowych. 36 pułk artyleryjski zajmujący się bronią gazową
przerzucono więc na odcinek pod Bolimowem, gdzie nie planowano
ofensywy, a jedynie działania wiążące siły rosyjskie. Podobnie
jak za pierwszym razem na tym odcinku przygotowano więcej środków
bojowych niż pod Ypres. Przygotowania może i nie uszły uwadze
Rosjan ale broń ta w zasadzie nie była jeszcze uważana za
szczególnie niebezpieczną. Zastosowana pod Ypres pozwoliła Niemcom
na przeprowadzenie skutecznego ataku (22 kwietnia 1915) ale głównie
z powodu paniki jaka wybuchła w szeregach francuskich. Szacuje się,
że ofiar po stronie Ententy w tej bitwie było poniżej 2 tysięcy,
a może nawet poniżej tysiąca. Za to całkowitą liczbę ofiar
poniesionych przez wojska francuskie i brytyjskie w tej bitwie
szacuje się nawet na 12 tysięcy. Inne źródła podają, że
Brytyjczycy utracili w tym ataku 15 tys. żołnierzy z czego 33%
zmarło. Użyto tam 180 t ciekłego chloru. W ok. 5 min powstał
obłok o wysokości 2 m i głębokości 600 - 800 m. Ponieważ strona
niemiecka nie spodziewała się aż takiego sukcesu poprzestała na
przesunięciu frontu w tym miejscu o 4 - 6 km. Niemcom zabrakło
odwodów by zająć większy obszar.
Pod
Bolimowem oczekiwanie na właściwą pogodę trwało do końca maja.
Do tego czasu przygotowano 264 tony ciekłego chloru. Rozmieszczono
go w butlach na odcinku 12 km. Minął już ponad miesiąc od
pierwszego użycia w warunkach bojowych gazu, a jeszcze żadna ze
stron nie wyposażyła swoich żołnierzy w środki ochrony. Jedynie
36 pułk posiadał aparaty tlenowe. Atak rozpoczął się ok. 4,
czyli jeszcze w nocy. Chmura wg opisów osiągnęła wysokość 6 m.
Niewielu z żołnierzy carskich wpadło na pomysł osłonięcia ust i
nosa mokrymi chustami i wejścia ponad chmurę (na drzewa czy dachy
domów). Większość sądząc, że to zasłona dymna zeszła do
okopów. Najwyraźniej jednak prowadzono jakąś akcję szkoleniową,
gdyż można natrafić na relację w której osoba cywilna opowiada
jak żołnierze uciekając wraz z nią z obszaru skażonego okrywali
ją by nie ucierpiała. Wszyscy ci żołnierze choć trafili do
szpitala, zmarli. Statystyki dotyczące ofiar ataku z ostatniego maja
nie są zgodne. Przyjmuje się, że zginęło ok. 9100 żołnierzy.
Nikt nie policzył ofiar cywilnych. Nie sprawdzone źródła podają
liczbę zmarłych żołnierzy - 11 tys., oficjalne zaś poruszają
się pomiędzy 1500 a 2100. Zmarłych ze względu na liczbę
zdecydowano się pochować w mogiłach zbiorowych w miejscowościach:
Wiskitki, Miedniewice i Guzów. Najpierw jednak prowadzono akcję
pomocy rannym. Tych było tak wielu, że zaczęto ich wozami
wyprawiać z Żyrardowa do Warszawy - w Żyrardowie nie było już
miejsca w którym można by ich położyć. Ciała zmarłych w
momencie chowania już ulegały rozkładowi.
Militarnie
atak z 31 maja 1915 roku był bez znaczenia. Chmura gazów przeszła
nad okopami pierwszej linii i jej żołnierze odpierali atak do czasu
nadejścia posiłków. Front ani drgnął. Dlatego zdecydowano się
zapewne na ponowny atak chemiczny. Tym razem objął on linię frontu
o długości tylko 4 km. Obie strony już posiadały środki ochrony,
a żołnierzy przeszli już szkolenie w dziedzinie zachowania w
przypadku ataku. Najważniejszą postacią po stronie niemieckiej był
pomysłodawca użycia chloru - prof. Haber. Wraz z żołnierzami
podążał za chmurą gazową by zobaczyć na własne oczy działanie
gazu oraz by opracować metody selekcjonowania rannych porażonych
chlorem. Tu podstawowym źródłem są wspomnienia jego adiutanta, a
ważnym dodatkiem informacja o przyznaniu profesorowi w 1918 roku
nagrody Nobla (za prace w dziedzinie syntezy amoniaku). Ofiar było
tym razem dużo mniej. Front znów się nie przesunął.
Trzeci
i ostatni atak na tym odcinku frontu przeprowadzono w nocy z 6 na 7
lipca 1915 roku. Ponownie szerokość chmury gazowej wynosiła ok. 12
km. Po przejściu przez pierwszą linię okopów zostały one przez
siły niemieckie zdobyte. Ale na bardzo krótko, ponieważ zaraz
wiatr zmienił kierunek i chmura zawróciła. Oficjalnie strona
niemiecka podała podała liczbę 1200 żołnierzy poległych w
wyniku działania chloru. Wszyscy zmarli pozostali w okopach i tak
ich zasypano by ukryć całą sprawę przed resztą żołnierzy armii
niemieckiej. Ekshumacji dokonano dopiero po 20 lipca 1915 roku gdy
armia rosyjska wycofała się obawiając się okrążenia.
Pozostały
tylko groby. Ogólnie liczbę poległych w wyniku stosowania broni
chemicznej szacuje się na kilkanaście tysięcy (do 20 tys.), brak
jest dokładnych rachunków. Największymi mogiłami pozostają te z
Guzowa, Miedniewic i Wiskitek powstałe po pierwszym ataku.
Materiały
zebrał Bartłomiej Grabowski, źródła:
-
Słownik geograficzny Królestwa Polskiego.
-
S. Kaliński, Bolimów 1915, Wydawnictwo Bellona 2015.
-
J. Pajewski, Historia Powszechna 1871-1918, Warszawa 1996.
-
http://groby.radaopwim.gov.pl/grob/11205/
1J.
Pajewski, Historia Powszechna 1871-1918, Warszawa 1996, s. 328.
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń