niedziela, 18 października 2015

Czerwona Groza, wejście Armii Czerwonej styczeń 1945 r. - na podstawie wywiadów z mieszkańcami Kruszwicy

Począwszy od jesieni 1944 roku rozpoczęły się pierwsze przemieszczenia/ucieczki cywilnej ludności niemieckiej na zachód. Plan ewakuacji opracowany w sztabie Alberta Forstera zatwierdzony został już 4 września 1944 roku. Propozycję Forstera całkowicie zlekceważył Gauleiter Prus Wschodnich (Erich Koch), który twierdził, że jego teren nie musi być objęty ewakuacją, ponieważ nie będzie zdobyty przez Armię Czerwoną. Obowiązywał nakaz trwania w miejscu, a samowolna ucieczka była karana jak dezercja. Jednak coraz liczniejsze grupy uciekinierów i ewakuowanych, napływające od jesieni 1944 roku do Elbląga i Gdańska z innych obszarów (np. Niemcy z Litwy), powodowały coraz większe zakłócenia, pogarszając i tak trudną sytuację miejscowej ludności. Wymaga podkreślenia, że decyzje o Rettungsaktion (operacja ewakuacyjna), które podjęły władze niemieckie, były zdecydowanie spóźnione - ogłoszone zaledwie na trzy dni przed ewakuacją, w styczniu 1945 roku. Ewakuacja Prus Wschodnich była częścią militarnej operacji "Hannibal" trwającej pomiędzy połową stycznia a majem 1945 roku. W jej trakcie opuściło Prusy około 2 mln Niemców.

Ludność niemiecka do ostatniej chwili była łudzona nazistowską propagandą i mrzonkami o zwycięstwie, nie była zupełnie przygotowana do ewakuacji. Kiedy zbliżała się Красная Армия podjęto ewakuację, która przekształciła się w paniczną ucieczkę.

Przed wojną w Kruszwicy i okolicach stosunki polsko-niemieckie nie były tak złe, jak w innych rejonach Polski. Wielu Niemców czuło się, w okresie międzywojennym Polakami o korzeniach niemieckich. Tak o sobie mówił Hans Gierke, czy Werner Schack, który gościł w naszym mieście na przełomie września i października 2015 r. Podobnie było z rodziną Koszyk i Luchen.

Nadgoplańskie Towarzystwo Historyczne przeprowadziło w tym czasie szereg wywiadów ze starszymi mieszkańcami miasta. Kiedy gościliśmy 2.X 2015 roku u pani Marii Borówka (90 lat na fot. wraz z Władysławą Nowaczyk, Kruszwica 1942 r.) wysłuchaliśmy historii dotyczącej naszych stron, Kruszwicy. Interesowały nas wydarzenia dotyczące II wojny światowej, a także migracji Niemców u schyłku wojny, wejścia Armii Czerwonej do miasta i późniejszych losów obu rodzin – Schacków i Borówków. 10.X u państwa Mila.

Rodzina pana Wernera od pokoleń zamieszkiwała okolice Kruszwicy. W Chełmcach urodziła się jego babka. Dziadek był artystą – wspominał nasz rozmówca. Ich rodzina prowadziła sklep z tabaką, przy Rynku 19. Ojca wspomina pan Werner jako surowego, ale też dobrego gospodarza i handlowca. Przed wojną ojciec, mistrz piekarski prowadził Piekarnie, do Kruszwicy przeprowadzili się w czasie wojny i zajęli dom na ul. Rynek 19.

Tymczasem ojciec pani Marii prowadził sklep, znajdujący się na Rynku w Kruszwicy, dokładnie w tym miejscu, gdzie dziś mieści się piekarnia „Piekuś”. Mieliśmy sklep z garderobom męską, ojciec był mistrzem krawieckim, kończył szkołe w Berlinie – opowiada pani Maria – ojciec za czasów zaborów służył w armii niemieckiej. Pani Maria opowiedziała nam również o tym, że jej rodzina zamieszkiwała domek letniskowy, nad Gopłem. (Na fot. Ojciec pani Marii w mundurze pruskim).

Znajomość obu rodzin rozpoczęła się, gdy Maria, pieszczotliwie zwana „Mysią”, próbując zostać w Polsce musiała znaleźć zajęcie – pracę. Od 1942 r. zatrudniona była u Schaków. Zajmowała się głównie opieką nad młodszym rodzeństwem Wernera. Polaków, którzy nie pracowali czekały wywózki do Rzeszy.

Rodzina Schack tuż przed wejściem Rosjan, można powiedzieć, że na ostatnią minutę, uciekła z Kruszwicy. Dzieci związane z „Mysią” nie chciały jej zostawiać, po długich sporach z rodziną dziewczyna zgodziła się towarzyszyć im w podróży do Niemiec.

W wielu wspomnieniach opisuje się drastyczne sceny uciekinierów umierających z zimna przy ponad 20-stopniowym mrozie, z głodu i wycieńczenia. W pamięci trwają sceny, jak tysiące uciekinierów próbuje wsiąść na przeładowane statki, sceny przeprawiających się przez zamarznięty Zalew Wiślany, który był ostrzeliwany przez radzieckie działa, armaty czołgów i samoloty. Wozy i sanie ludności cywilnej: starców, kobiet i dzieci, którzy tysiącami ginęli na lodowej pustyni lub wpadając do przerębli wyrąbanych siłą bomb i pocisków artyleryjskich, błyskawicznie umierali w lodowatej wodzie.

Niemców postanowiono wysiedlić z terenów przyłączonych do Polski w jak najkrótszym czasie i zasiedlić je Polakami - wysiedlonymi z terenów Związku Radzieckiego i osadnikami z Polski centralnej.


W dniu 25 czerwca 1945 roku Generalny Pełnomocnik Rządu RP dla Ziem Odzyskanych Edward Ochab, wydał instrukcję w sprawie zasad wysiedlania ludności niemieckiej. W pierwszej kolejności nakazano wysiedlić Niemców z miast, a w razie trudności czasowo należało ich zatrudnić w folwarkach przy pracach żniwnych (zarządzenie wyszło miedzy 1 a 10 lipca). O wysiedleniu Niemcy powinni być powiadomieni nie wcześniej jak 24 godziny przed opuszczeniem domów i mogli zabrać jedynie bagaż podręczny. Aby zapobiec szabrownictwu i dewastacji pozostawione mienie należało jak najszybciej przekazać Polakom. W praktyce nie uniknięto szabrownictwa i szukano innych rozwiązań. W dniu 20 sierpnia 1945 roku wyszło rozporządzenie, aby najpierw sprowadzić osadników polskich, a następnie odprowadzać pod eskortą właścicieli niemieckich. Do 8 marca 1946 roku pozbawiano majątku również byłych obywateli niemieckich pochodzenia polskiego.

Na terenie Kruszwicy, większą część majątków przejął skarb państwa. Polacy zaczęli wracać do miasta. Podobnie było z panią Marią, która pragnęła powrócić do domu. Wracali bydlencymi, przepełnionymi wagonami. Brakowało wody i żywności, tylko dzięki dobroci chłopskiej rodziny, która ją dokarmiała udało jej się przeżyć. W wagonach okradano powracających Polaków. Sprawcami byli przeważnie żołnierze rosyjscy. Chciałam tylko wrócić do domu – mówiła pani Maria – okradli mnie ze wszystkiego, kiedy przybyłam do Kruszwicy to już nic nie miałam. Dom również został zszabrowany. Czego nie ukradli to zniszczyli, nawet kościół na Rynku. Potwierdził te wydarzenia pan Jerzy Uklejewski we wcześniejszym wywiadzie z NTH. Mówił, że żołnierze ciągnęli wieże kościoła ewangielickiego, przywiązaną do czołgu, następnie kościół był systematycznie rozbierany przez mieszkańców, aż nie pozostała ani jedna cegła.

Nie można usprawiedliwić zmuszenia Niemców do ucieczki i wysiedlenia, tak jak i zamykania ich w obozach pracy, w czasie kiedy nowo powstały rząd po wojnie pracował nad ustawami z tymi zagadnieniami związanymi. Jest to godne potępienia postępowanie, okrucieństwo wobec ludności niemieckiej.

Wysiedlenia Niemców dokonały się na podstawie umowy poczdamskiej zawartej w 1945 roku między przywódcami koalicji antyhitlerowskiej, tzw. wielkiej trójki. Z chwilą wejścia w życie tej umowy władze polskie musiały przestrzegać standardów międzynarodowych w zakresie wysiedleń, co podlegało kontroli międzynarodowej.Zwrócono się do władz Polski, Czechosłowacji i Węgier o zawieszenie dotychczasowych (dzikich) wysiedleń, do czasu opracowania przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec (dalej: SRKN) ramowego programu przesiedleń i zawarcia stosownych umów. SRKN zatwierdziła plan przesiedlania Niemców już w dniu 20 listopada 1945 roku.Dalszą podstawę wysiedleń stanowiły umowy zawarte pomiędzy rządem polskim a RAW w Niemczech z 5 maja 1946 roku (kolejne były podpisywane w 1947, 1948, 1949, a także z NRD w 1950 r.) oraz polsko-brytyjska umowa z 14 lutego 1946 roku. Niemców z terenów przejętych przez Polskę wysiedlano do brytyjskiej (2/3 wysiedlonych) i radzieckiej (1/3 wysiedlonych) strefy okupacyjnej.

Faktem jest, że po zakończeniu działań wojennych, a przed podpisaniem postanowień poczdamskich, odbywały się tzw. dzikie wysiedlenia. To one pozostawiły te najgorsze wspomnienia uciekinierów niemieckich, rzucając cień na cały problem wysiedleń.

Musimy zatem pamiętać, że wysiedlenia były w dużej mierze konsekwencją polityki międzynarodowej, polityki germanizacyjnej prowadzonej przez Niemcy do 1945 roku oraz fakt, że polityka ta była akceptowana i wspierana przez większość ówczesnego społeczeństwa niemieckiego. Skutkowało to tym, że w społeczeństwie polskim występowały silne nastroje antyniemieckie, a wielu ludzi dążyło do rewanżu za krzywdy i upokorzenia jakich doznali z winy niemieckiej. Pewna część ludności rodzimej opuściła swoje siedliska pod koniec wojny, podczas ewakuacji zarządzonej przez władze niemieckie oraz z falami ucieczek. Ci, którzy pozostali byli traktowani przez Armię Czerwoną i polskie władze tak samo jak ludność niemiecka, tzn. często byli ofiarami rabunków, gwałtów i mordów, przetrzymywano ich w obozach pracy i wywożono do łagrów w Związku Radzieckim. Później część z nich dobrowolnie, a część z przymusu – przez brak możliwości przejścia restrykcyjnego procesu sprawdzającego polskość (rehabilitacja i weryfikacja narodowościowa) – wyjechała do okupowanych Niemiec.

W styczniu 1945 r. na Kujawach pojawiła się Armia Czerwona. Propagandowe wyzwolenie było początkiem późniejszej polityki okupacyjno-wyniszczającej Polskę. Z wywiadu 10.X 2015 r. w Sławsku Wielkim dowiedzieliśmy się, od państwa Mila, jak zachowywali się Rosjanie, tuż po wkroczeniu 21 stycznia do Kruszwicy i okolic.

Im bliżej Berlina była AC tym częściej dochodziło do grabieży, rozboju i gwałtów. Przejmowali domy, jak swoje, na plebani rozlokowali się oficerowie, a u nas zwykli szeregowcy – mówił nasz rozmówca pan S. Mila. To nie było wojsko, i daleko im było od dyscypliny, w zasadzie to bali się tylko NKWD. Nie patrzyli na wiek, brali i gwałcili, czy to dziewczynka, czy staruszka. To była dzicz, ludzie pozbawieni oporów. Raz głodni, zabrali świniaka i wrzucili go do ognia, po czym rozpruli mu flaki, z wnętrz wypadły młode, nie przeszkadzało im to w piciu i zjedzeniu. Rosjanie przebywali w Sławsku tydzień, po nich przechodziły następne fale. W późniejszym okresie szli na wschód, pędząc ze sobą krowy i wozy wypełnione skradzionymi łupami wojennymi. Brali wszystko co złote, nawet pozłacane klamki od drzwi, nie byli zbyt bystrzy – mówił dalej mieszkaniec Sławska. Milowie posiadają bogatą historię, drzewo geneologiczne, które mieliśmy zaszczyt oglądać, sięga drugiej połowy XVIII w. Wielu ich przodków i członków rodziny walczyło w czasie wojny. Władysław Mila był żołnierzem Armii Krajowej, Kazimierz Mila był ułanem zginął 17 października w Piaskach, gdy w czasie niemieckiego ataku, w podróży z taborem.

Śmiało możemy powiedzieć, że wyzwolenie rosyjskie to fikcja. Z żalem patrze, jak w niektórych mediach, nawet stosunkowo niedawno promuje się dawną propagandę. Nie było żadnej wolności po wkroczeniu sowietów do Polski. Na Kujawach Rosjanie nie widzieli większej różnicy między Polakiem, a Niemcem. W samym Gnieźnie procent gwałtów był przerażający. Wiele kobiet było gwałconych kilka razy. Dochodziło do gwałtów zbiorowych, nie zależnie od wieku. Brudni żołnierze radzieccy rozpowszechniali choroby weneryczne, którymi zarażali zgwałcone kobiety. To właśnie na podstawie zgłoszeń o chorobie, lub ciąży wiemy do jak wielkiej procentowo ilości przemocy seksualnej dochodziło na terenie Kujaw. Ile kobiet zdecydowało się odebrać sobie życie, a ile zdecydowało się na aborcję, tego nie sposób obliczyć. Niemcy nikogo tak się nie bali jak wkraczającej Краснаu Арми.

Nie tylko Niemcy odczuwali niepokój. Nasi rodacy przebywający na uchodźctwie także mieli spory dysonans. Wracać, czy nie wracać? W maju 1945 r. w Europie Zachodniej znajdowało się około 1,3 mln Polaków, nie licząc żołnierzy PSZ. Około 1 mln osób wyzwolono w zachodnich częściach Niemiec, a 250 tys. we Francji, Belgii i Holandii. Cywilna kolonia polska w Londynie liczyła około 50 tys. osób. Polacy na Zachodzie stanęli w obliczu dramatycznego pytania: wracać do Polski opanowanej przez ZSRR czy pozostać na Zachodzie? Za powrotem przemawiały względy uczuciowe i zawodowe. Uświadamiano sobie bowiem, iż siedziby narodu nie da się przenieść i że jego los związany być musi z krajem między Niemcami i Rosją. Polacy na Zachodzie nie mogli się jednak pogodzić z ujarzmieniem ojczyzny. Mimo obaw, podsycanych wiadomościami o terrorze w kraju, część Polaków podjęła decyzję o powrocie. W 1945 r. repatiowało się do kraju około 400 tys. osób, w 1946 r. - 370 tys., a w 1947 r. dalsze kilkadziesiąt tysięcy.

Materiał powstał na podstawie wywiadów NTH z mieszkańcami Kruszwicy, a także źródeł:
  1. W. Roszkowski, Historia Polski 1914-2001, Warszawa 2001.
  2. Dzieje Polski, Atlas ilustrowany, Warszawa 2008, s. 447-450.
  3. J. Szaflik, Historia Polski 1939-1947, Warszawa 1987.
  4. Kruszwica zarys monograficzny, pod red. J. Grześkowiaka, Toruń 1965.
  5. B. Grabowski, Okupacja Niemiecka w Kruszwicy 1939-1945 r. http://kruszwicahistoria.blogspot.com/2015/07/okupacja-niemiecka-w-kruszwicy-1939.html
  6. Fot. 2 i 3 pochodzą ze zbiorów pani Marii Borówek. Pozostałe wikipedia.





3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy i dobry art. Są dwa błędy w treści, min niedokończone zdanie. Dziękuję za niego

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy i dobry art. Są dwa błędy w treści, min niedokończone zdanie. Dziękuję za niego

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny tekst. Unikatowe zdjęcia. Powinniście to puścić do druku. Serdecznie pozdrawiam z Chojnic, gdzie doświadczenia kontaktów z Armią Czerwoną były bardzo podobne.

    OdpowiedzUsuń