środa, 28 października 2015

Bitwa pod Bolimowem - użycie gazów bojowych



W czasie pierwszej wojny światowej w szerokie użycie weszły karabiny maszynowe i granaty ręczne. Wystąpiło lotnictwo. Samoloty, używane początkowo jedynie w celach rozpoznawczych, rozszerzyły później zakres swych działań i prowadziły już akcję szturmowe, wspierały wojska lądowe, osłaniały je przed lotnictwem nieprzyjaciela i unieszkodliwiały środki ogniowe. Zaczęto również posługiwać się w ataku wozami opancerzonymi, zaopatrzonymi w lekkie armatki i w karabiny maszynowe. Anglicy nazywali je tankami. Po próbnym atakiem nad Sommą we wrześniu 1916 r. pierwsze wielkie uderzenie czołgów angielskich miało miejsce 20 listopada 1917 r. pod Cambrai. Jednak broni, którą najbardziej obawiali się żołnierze w czasie Wielkiej Wojny nie były karabiny, samoloty, czy czołgi, a gaz trujący – broń chemiczna. Po raz pierwszy zastosowali ją Niemcy na froncie wschodnim 31 stycznia 1915 r. pod Bolimowem na południowy wschód od Warszawy (około 60 km od naszej stolicy).1

Mogiła kruszwickiego żołnierza, porucznika Stanisława Borówki, poległego w czasie Wielkiej Wojny pod Bolimowem - cmentarz parafialny w Kruszwicy

Na większą skalę użyto gazów 22 kwietnia 1915 r. pod Ypres, na froncie zachodnim. W maju 1915 r. bronią gazową zaczęły się posługiwać i wojska państw koalicji. Pierwszy na świecie bojowy gaz trujący nazywa się iperyt. Jego nazwa pochodzi od miejscowości Ypres w Belgii, gdzie użyto go, podczas pierwszej wojny światowej.

Od grudnia 1914 do lipca 1915 roku w pobliżu Bolimowa, wzdłuż rzek Rawki i Bzury przebiegała linia frontu. Po jednej stronie w okopach siedzieli Rosjanie, po drugiej Niemcy. Historycy nazwali te zmagania bitwą nad Rawką. 

31 stycznia 1915 roku Niemcy właśnie w tej batalii po raz pierwszy w historii użyli broni masowego rażenia: ostrzelali okopy rosyjskie pociskami artyleryjskimi wypełnionymi środkiem działającym podobnie do gazu łzawiącego. Z powodu mrozu atak jednak okazał się nieskuteczny.

Cztery miesiące później 31 maja 1915 roku Niemcy użyli chloru – był to największy atak gazowy w tej wojnie na froncie wschodnim, szacuje się, że zginęło w nim 11 tys. ludzi. W kolejnych miesiącach przeprowadzono jeszcze dwa ataki gazowe: podczas jednego z nich wiatr skierował gaz na pozycje niemieckie. Wtedy okazało się, jak w niesprzyjających warunkach pogodowych broń może obrócić się przeciw temu, kto jej użył. Pamiątką po tych wydarzeniach są liczne cmentarze wojenne rozrzucone po Puszczy Bolimowskiej.

Sprawę ataku chemicznego swojego pomysłu przedstawiał prof. Fritz Haber. Skutki ataku miały być mocniej odczuwane. Proponował użycie chloru w postaci ciekłej. Opary chloru opadając miały najskuteczniej działać w okopach. Za jego chmurą mogli zaś postępować piechurzy dobijając zdolnych jeszcze do walki przeciwników. Przygotowania do użycia pod Bolimowem chloru rozpoczęto jeszcze w kwietniu. Co prawda nie tu przewidziano przeprowadzenie eksperymentu ale dowództwo frontu południowego nie było zainteresowane dostosowaniem daty ataku do warunków pogodowych. 36 pułk artyleryjski zajmujący się bronią gazową przerzucono więc na odcinek pod Bolimowem, gdzie nie planowano ofensywy, a jedynie działania wiążące siły rosyjskie. Podobnie jak za pierwszym razem na tym odcinku przygotowano więcej środków bojowych niż pod Ypres. Przygotowania może i nie uszły uwadze Rosjan ale broń ta w zasadzie nie była jeszcze uważana za szczególnie niebezpieczną. Zastosowana pod Ypres pozwoliła Niemcom na przeprowadzenie skutecznego ataku (22 kwietnia 1915) ale głównie z powodu paniki jaka wybuchła w szeregach francuskich. Szacuje się, że ofiar po stronie Ententy w tej bitwie było poniżej 2 tysięcy, a może nawet poniżej tysiąca. Za to całkowitą liczbę ofiar poniesionych przez wojska francuskie i brytyjskie w tej bitwie szacuje się nawet na 12 tysięcy. Inne źródła podają, że Brytyjczycy utracili w tym ataku 15 tys. żołnierzy z czego 33% zmarło. Użyto tam 180 t ciekłego chloru. W ok. 5 min powstał obłok o wysokości 2 m i głębokości 600 - 800 m. Ponieważ strona niemiecka nie spodziewała się aż takiego sukcesu poprzestała na przesunięciu frontu w tym miejscu o 4 - 6 km. Niemcom zabrakło odwodów by zająć większy obszar.

Pod Bolimowem oczekiwanie na właściwą pogodę trwało do końca maja. Do tego czasu przygotowano 264 tony ciekłego chloru. Rozmieszczono go w butlach na odcinku 12 km. Minął już ponad miesiąc od pierwszego użycia w warunkach bojowych gazu, a jeszcze żadna ze stron nie wyposażyła swoich żołnierzy w środki ochrony. Jedynie 36 pułk posiadał aparaty tlenowe. Atak rozpoczął się ok. 4, czyli jeszcze w nocy. Chmura wg opisów osiągnęła wysokość 6 m. Niewielu z żołnierzy carskich wpadło na pomysł osłonięcia ust i nosa mokrymi chustami i wejścia ponad chmurę (na drzewa czy dachy domów). Większość sądząc, że to zasłona dymna zeszła do okopów. Najwyraźniej jednak prowadzono jakąś akcję szkoleniową, gdyż można natrafić na relację w której osoba cywilna opowiada jak żołnierze uciekając wraz z nią z obszaru skażonego okrywali ją by nie ucierpiała. Wszyscy ci żołnierze choć trafili do szpitala, zmarli. Statystyki dotyczące ofiar ataku z ostatniego maja nie są zgodne. Przyjmuje się, że zginęło ok. 9100 żołnierzy. Nikt nie policzył ofiar cywilnych. Nie sprawdzone źródła podają liczbę zmarłych żołnierzy - 11 tys., oficjalne zaś poruszają się pomiędzy 1500 a 2100. Zmarłych ze względu na liczbę zdecydowano się pochować w mogiłach zbiorowych w miejscowościach: Wiskitki, Miedniewice i Guzów. Najpierw jednak prowadzono akcję pomocy rannym. Tych było tak wielu, że zaczęto ich wozami wyprawiać z Żyrardowa do Warszawy - w Żyrardowie nie było już miejsca w którym można by ich położyć. Ciała zmarłych w momencie chowania już ulegały rozkładowi.

Militarnie atak z 31 maja 1915 roku był bez znaczenia. Chmura gazów przeszła nad okopami pierwszej linii i jej żołnierze odpierali atak do czasu nadejścia posiłków. Front ani drgnął. Dlatego zdecydowano się zapewne na ponowny atak chemiczny. Tym razem objął on linię frontu o długości tylko 4 km. Obie strony już posiadały środki ochrony, a żołnierzy przeszli już szkolenie w dziedzinie zachowania w przypadku ataku. Najważniejszą postacią po stronie niemieckiej był pomysłodawca użycia chloru - prof. Haber. Wraz z żołnierzami podążał za chmurą gazową by zobaczyć na własne oczy działanie gazu oraz by opracować metody selekcjonowania rannych porażonych chlorem. Tu podstawowym źródłem są wspomnienia jego adiutanta, a ważnym dodatkiem informacja o przyznaniu profesorowi w 1918 roku nagrody Nobla (za prace w dziedzinie syntezy amoniaku). Ofiar było tym razem dużo mniej. Front znów się nie przesunął.

Trzeci i ostatni atak na tym odcinku frontu przeprowadzono w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku. Ponownie szerokość chmury gazowej wynosiła ok. 12 km. Po przejściu przez pierwszą linię okopów zostały one przez siły niemieckie zdobyte. Ale na bardzo krótko, ponieważ zaraz wiatr zmienił kierunek i chmura zawróciła. Oficjalnie strona niemiecka podała podała liczbę 1200 żołnierzy poległych w wyniku działania chloru. Wszyscy zmarli pozostali w okopach i tak ich zasypano by ukryć całą sprawę przed resztą żołnierzy armii niemieckiej. Ekshumacji dokonano dopiero po 20 lipca 1915 roku gdy armia rosyjska wycofała się obawiając się okrążenia.

Pozostały tylko groby. Ogólnie liczbę poległych w wyniku stosowania broni chemicznej szacuje się na kilkanaście tysięcy (do 20 tys.), brak jest dokładnych rachunków. Największymi mogiłami pozostają te z Guzowa, Miedniewic i Wiskitek powstałe po pierwszym ataku.

Materiały zebrał Bartłomiej Grabowski, źródła:
  1. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego.
  2. S. Kaliński, Bolimów 1915, Wydawnictwo Bellona 2015.
  3. J. Pajewski, Historia Powszechna 1871-1918, Warszawa 1996.
  4. http://groby.radaopwim.gov.pl/grob/11205/





1J. Pajewski, Historia Powszechna 1871-1918, Warszawa 1996, s. 328.

niedziela, 25 października 2015

Kruszwica we mgle przeszłości, od VI do drugiej połowy IX w.


Poniższy tekst opiera się o publikację W. Hnsela i A. Broniewskiej „Starodawna Kruszwica” z 1961 r., wydanej przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, we Wrocławiu. Oczywiście naniosłem pewne zmiany, dotyczące głównie geografii – nieistniejących, po rozpadzie ZSRR oraz Jugosławii. Naniosłem również kilka zmian w tekście, nie zmieniając jednak właściwego przesłania autorów. Świadomie pozostawiłem również w pierwotnej formie wyniki badań, które z czasem uległy aktualizacji, o czym będę pisał w późniejszych artykułach.

Bartłomiej Grabowski




Ułamki naczyń znalezione przez Romana Jakimowicza (1958-1959) i odkrycia na terenie Starego Rynku, doprowadziły do odsłonięcia osady, której początki datować można najpóźniej na IX w. n.e., a więc lata, w których umieszcza się niekiedy legendę o Czechu, Lechu i Rusie1.

Najstarsze osiedle wczesnośredniowieczne w Kruszwicy reprezentuje typową osadę wiejską o rozproszonej zabudowie z jamami służącymi głównie do przechowywania zboża. Udało się odkryć 5 takich jam w naszych okolicach. Wiadomo, że gwarancją dobrego przechowywania ziarna jest zapewnienie mu odpowiednich warunków zabezpieczających przed kiełkowaniem, gniciem, pleśnieniem, czy wreszcie przed robactwem. Te wszystkie wymogi spełniają jamy wkopane w ziemię, zapewniając stałą, dostatecznie niska temperaturę i ograniczając dojście powietrza. Jamy były wyżłobione w twardej glinie i dość głębokie (1,5-2,5 m), kształtu workowatego lub gruszkowatego, o bardzo wąskim wylocie. Wąski otwór był jedną z charakterystycznych cech jam zbożowych. Górną część jamy tworzył jakby komin, poniżej którego dochodziło nagle do silnego rozszerzenia wnętrza i dopiero przy dnie obserwujemy w niektórych jamach ponowne zwężenie. Właściwą komorą do składania ziarna była część dolna, tj. szersza, górna stanowiła wejście, izolowała zawartość od zmian klimatycznych i utrudniała dostęp powietrza. By mogła ona spełnić te zadania, dbano o jak najmniejsza średnicę wlotu, która jednak pozwalałaby równocześnie na zejście do jamy dorosłej osobie. Dla bezpieczeństwa zboża przed wilgocią ścianki jamy wypalano oraz wymoszczano słomą2. Ziarno sypano jedynie do górnego poziomu dolnej komory. Wejście do jamy najprawdopodobniej wypełniano słomą i zabezpieczano jeszcze dodatkowo. Najczęściej stawiano w tym celu nad otworem specjalne daszki. Pojemność jam średnio wynosiła do 250 kg zboża. Jedna tylko jama była nieco mniejsza – mieściła w sobie 150 kg.

Wykopaliska ujawniły również stosowanie specjalnych zabiegów zmierzających do osuszania ziarna. Używano do tego celu w niektórych przypadkach specjalnych jam. Różniły się one od poprzednio opisanych kształtem i rozmiarami. Były to jamy stosunkowe niegłębokie, kształtu cylindrycznego oraz o dość dużej średnicy otworu. Na prawie płaskim dnie znajdowało się palenisko kamienne, na którym (lub przy którym) ustawiano duże wanienkowate naczynia o płaskim dnie i niskich cylindrycznych ściankach bocznych. Naczynia te przetrwały w przeżytkach etnograficznych na terenach Chorwacji i Słowenii. Były to prażnice. Jamy do suszenia zboża występują w bliskim sąsiedztwie ziemnych spichlerzy zbożowych. Odkryto dwie takie jamy.

Na podstawie usytuowania dotąd odkrytych jam można wnosić, że w opisywanym osiedlu wszystkie jamy zbożowe mieściły się na wydzielonym dla całej osady placu. Mielibyśmy zatem do czynienia z sytuacją podobną do stwierdzonej już uprzednio na różnych ziemiach słowiańskich3. Przed dokończeniem badań trudno powiedzieć, czy jamy te wiązać należy z istnieniem gospodarki kolektywnej, czy też stanowią one wskazówkę obecności większych magazynów zbożowych formującej się warstwy feudalnej lub ośrodka kultu pogańskiego. W każdym razie jamy te dowodzą, że uprawa roli nie tylko nie podupadła na początku wczesnego średniowiecza, lecz nadal zajmowała poważne miejsce w życiu mieszkańców Kruszwicy. Dosyć prawdopodobna jest nawet hipoteza, że znaczenie jej wzrasta jeszcze w stosunku do okresu poprzedniego. Nadwyżki uzyskane z tego zajęcia były podstawą ludności miejscowej w opisywanych stuleciach.

Do najciekawszych zabytków znalezionych w obrębie jam zaliczyć wypada ułamki naczyń glinianych. Z części dało się zrekonstruować prawie całe naczynia. W niższych warstwach jam znajdowano ceramikę wczesnego typu (a w niektórych jamach wyłącznie taką). Są tu naczynia wykazujące duże zbieżności z tzw. okresie „rzymskim”. Na ich podstawie początki używania jam datować możemy na samo zaranie okresu wczesnośredniowiecznego, tj. na VI w. Badania te nie tylko pozwoliły po raz pierwszy stwierdzić bezsporną obecność tak starego wczesnośredniowiecznego osadnictwa w Kruszwicy, lecz wniosły cenne uzupełnienia do studiów nad ciągłością zaludnienia ziem polskich. Widoczna łączność form ceramicznych okresu „rzymskiego” i wczesnośredniowiecznego stanowi dalsze poparcie dla hipotezy o zamieszkiwaniu na tych terenach jednej i tej samej ludności słowiańskiej od okresu „rzymskiego” po wczesne średniowiecze. Na podstawie innych faktów powiedzieć możemy, ze mieszkała ona na tych ziemiach od czasów jeszcze dawniejszych.

W miarę upływu lat osiedle rozbudowywało się wydatnie. Zwiększała się liczba jego mieszkańców. Rozszerzało się ono, jak dotąd mogliśmy stwierdzić, zwłaszcza w dwóch kierunkach, północnym i południowym. Zajęło w ten sposób obszar położony między ulicami, Poznańska a Piasta. Było to jednak osadnictwo dość rozproszone, a domostwa nie nawarstwiały się na jednym i tym samym miejscu, lecz najczęściej budowano je w pobliżu starszych, zniszczonych pomieszczeń. Pewnej zmianie uległ także charakter osiedla. Początkowo była to osada ludności zajmującej się prawie wyłącznie czynnościami rolniczo-hodowlanymi. W IX w. mieszkają w niej niej nieliczni rzemieślnicy. Później natomiast liczyć się należy z istnieniem osiedla targowego, aktywnego zwłaszcza w XII w., kiedy to w części południowej osady wzniesiony zostaje kościół. Likwidacji uległa wtedy część osady, a na jej miejscu założony zostaje w sąsiedztwie kościoła cmentarz. Tutaj mieściły się wcześniej, jak już zaznaczyliśmy, warsztaty rzemieślnicze. W toku badań 1959 r. pod warstwami ze szkieletami ludzkimi natrafiono m.in. na dobrze zachowany piec odlewniczy związany z produkcją rozmaitych wyrobów z metali niezależnych. Na jego dnie znaleziono m.in. gliniana łyżkę odlewniczą. Piec ten datować można na VIII lub IX w.

Z VI w. pochodzi również bardzo ciekawa ceramika, które odnaleziono w jamach osiedla. Same budowle były również interesujące. Już z VI w. spotykamy w Kruszwicy naczynia gliniane wyłącznie lepione ręcznie, ale o dość zróżnicowanych formach. W wiekach VII i VIII mamy do czynienia z naczyniami górą obtaczanymi. Są one jednak w dalszym ciągu głównie niezdobione. Od IX w. częściej występują naczynia zdobione, a od X w. pojawiają się całkowicie obtaczane na krążku garncarskim. W latach tych widocznie zachodziły przeobrażenia w zakresie produkcji naczyń gliniany na terenie Kruszwicy. Występują w tej dziedzinie niewątpliwie pewne odrębności w stosunku do innych połaci Wielkopolski. Dość skromny zakres dotychczasowych badań nie pozwala na wysuwanie twierdzenia, czy różnice te dotyczą tylko samej Kruszwicy, czy też mamy po postu do czynienia z pewnym tylko wycinkiem produkcji garncarskiej i że dalsze badania ujawniają, iż zdobienie naczyń we wczesnym średniowieczu ma tu miejsce wcześniej, aniżeli udało się dotąd stwierdzić. W każdym razie zwraca uwagę fakt, że od początków wczesnego średniowiecza widoczne są ogólne różnice między ceramika kruszwicką a np. gnieźnieńską.

Na dnie jednego z całkowicie obtaczanych naczyń glinianych łatwo wyróżnić można dwa znaki: 1) wypukły znak garncarski i 2) wklęsły odcinek osi koła garncarskiego. W dyskusjach naukowych podnoszono już nieraz sprawę występowania znaków wklęsłych na dnach naczyń glinianych, występujących często w Polsce przed X w. Ostatecznie zgodzono się, że powstały one na skutek działania osi koła garncarskiego. Nie uzgodniono jednak stanowiska, czy tarcza takiego koła miała od początku otwór, przez który przechodziła oś, czy też ten powstał na skutek późniejszego przetarcia tarczki, tj. jej uszkodzenia.

Większa ilość odcisków koła w okresie przed X w. miała dowodzić, iż garncarze mniej byli wtedy doświadczeni aniżeli ich następcy. Okoliczność przecierania się osi koła garncarskiego stwierdzono już nieraz. Poznano także sposób naprawy koła. Trudno było jednak spostrzeżenie to wiązać w ciąg przyczynowy mający swój rodowód w okresach dawniejszych – ciąg, którego cechą charakterystyczną jest doskonalenie warsztatu. Rzadko też równie dobitnie, jak właśnie na przykładzie zabytku z Kruszwicy, można się było przekonać, że naczynia górą obtaczane i naczynia całkowicie obtaczane produkowane były na podobnym typie koła garncarskiego. Trafne więc było zdanie tych uczonych, którzy twierdzili, że postęp w dziedzinie garncarstwa nastąpił u nas w X w. nie na skutek wprowadzenia doskonalszego koła garncarskiego, lecz decydowały o nim większa wiedza garncarska oraz lepsze wyzyskanie starego narzędzia pracy, a zapewne i korzystanie z udziału pomocnika. Przyznać należy rację wywodom W. Hołubowicza, że także starsze koła garncarskie miały tarczę płaską bez otworu, i dopiero w użyciu uległa ona przetarciu, a więc uszkodzeniu4.

Niezależnie od ceramiki wśród rumowisk opisywanego osiedla znaleziono wiele kości zwierzęcych oraz pewną ilość wytworów metalowych, rogowych i kościanych. Wśród tych ostatnich na uwagę zasługuje kilka przedmiotów zdobionych.

Nie wiemy, niestety, w jakim stosunku pozostawało osiedle na zachodnim brzegu do osady położonej na Wyspie Zamkowej. Nie znamy bowiem czasu wzniesienia na niej najstarszej osady wczesnośredniowiecznej. Domyślamy się tylko, że wybudowano ją tutaj przed IX w. Jeżeli trafna jest nasza hipoteza, osiedle na Wyspie Zamkowej było punktem centralnym osadnictwa w tym regionie. Wpływać na to musiały korzystne usytuowanie samej osady na przecięciu ważnych szlaków komunikacyjnych i naturalne obronne położenie wyspy. Było to najpewniej osiedle obronne. Jego powstanie wiązać można z przeobrażeniami społeczno-politycznymi zachodzącymi na terenie Kujaw. Gród powołały siły, które czerpały swe znaczenie z rosnącego potencjału gospodarczego regionu i szybko rozbudowującego się osadnictwa. Symbolizował więc on niejako tę stronę procesu historycznego przebiegającego na ziemiach polskich, której cechą charakterystyczną jest formowanie się nowych, wczesnofeudalnych stosunków i tworzenie się wczesnofeudalnych organizacji politycznych.

Tzw. Geograf bawarski, źródło z pierwszej połowy IX w. wymienia wśród różnych „plemion” mieszkających na terenie Polski również Glopeani. Dosyć powszechnie uznaje się, że pod nazwą tą kryją się mieszkańcy krainy nadgoplańskiej – Goplanie. Główny ich gród mieścił się zapewne w Kruszwicy. Mniej bowiem prawdopodobne jest, by centralna ich siedziba znajdować się miała we wsi Gopło pod Kruszwicą, wymienionej po raz pierwszy w źródłach pisanych w 1193 r. Nie od miejscowości tej, lecz raczej od nazwy jeziora5 poszło określenie Goplan. W takim razie sugestywne jest mniemanie, że poprzedzało ono później używaną nazwę Kujawy6. Jest w informacji Geografa bawarskiego miejsce, które budzi wątpliwości. Otóż Glopeani, według niego, mieli „400 albo i więcej civitates”, które tłumaczyć należałoby jako grody. Wiadomo, że jest to liczba bardzo duża i dlatego wywołuje zastrzeżenia, czy jest wiarogodna. Z. Wojciechowski próbował wyjść z dylematu, sądząc, że owe civitates obejmują wszelkie osiedla Goplan, a nie tylko grody. Inaczej znowu sądził W. Kowalenko, który zastanawiał się, czy owi Glopeani byli plemieniem jednolitym i czy obok późniejszych Kujaw łącznie z ziemiami dobrzyńską i chełmińską nie należała do nich ludność aż po Bzurę i Pilicę, a więc Wierczanie i Łęczycanie. J. Barduch skłaniał się również do hipotezy, że Glopeani stanowili dużą organizację państwową, ale dodawał zaraz, że liczbę grodów „raczej należy traktować tylko ogólnie jako wskazówkę, że była to silna organizacja państwowa”. Zarówno źródła archeologiczne, jak i dane z zakresu geografii historycznej wskazują na duże prawdopodobieństwo istnienia na terenie Kujaw z ośrodkiem nad jeziorem Gopłem związku terytorialnego Goplan, których siedzibą mogła być Kruszwica.

Tworzenie się większej organizacji terytorialnej na terenie Kujaw przypada na lata wzrastającego fermentu społeczno-politycznego z jednej strony na ziemiach polskich, a z drugiej na arenie europejskiej. Docierać tu musiały odgłosy związane z przeobrażeniami na mapie Europy w związku z działalnością Karola Wielkiego, którego imię dało wielu Słowianom tytuł ich władców – król, a także wydarzeń, jakie następowały po jego śmierci (814). Wiadomo, że wojska Karola Wielkiego dotarły do Serbów Łuźyckich i Czech, że władca ten solidnie ufortyfikował granicę geramańsko-słowiańską oraz wydał zakaz handlowania bronią ze Słowianami. Były to dalej czasy wielkiej ekspansji arabskiej, rozkwitu wielu ich miast i dużego rozwoju handlu. W stosunku do Polski przybierze on na sile u schyłku IX i na początku X w. n.e. Jest to wreszcie okres wyraźnego wzrostu organizacyjnego różnych grup Słowian. Dla Goplan może największe znaczenie miał rozwój Wielkiej Morawy, która która swoje apogeum przeżywa w drugiej połowie IX w. n.e. Rośnie również w tym czasie w znaczenie państwo Wiślan, które upada w drugiej połowie IX. Możliwie jest, że klęska Wiślan i nawrócenie ich księcia poza granicami kraju7 przypadają na te same same lata, co upadek legendarnego Popiela i ustanowienie nowej dynastii w rodzie potomków Piasta. Wszystko, co o wydarzeniach tych wiemy, wskazuje, że w IX w. dojść musiało do poważnego wyłomu w dotychczasowej praktyce następstwa władzy, do utrzymywania się jej niekwestionowanej ciągłości w obrębie jednej rodziny. Mówi ono, że dawne formy ustrojowe znajdowały się w stanie dalszego intensywnego obumierania.

Legenda wyznacza Kruszwicy wybitne miejsce w tych właśnie wydarzeniach. W świetle dociekań naukowych okazuje się, że istotnie region Kruszwicy zamieszkiwany był w IX w. przez może „plemię”, znajdujące się na dość wysokim poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego. Ośrodek nasz mógł być głównym centrum wielkiego związku terytorialnego, który zasięgiem swym obejmował także niektóre inne ziemie sąsiednie. Nie możemy tylko odpowiedzieć na pytanie, czy legendę zapisaną przez Galla Anonima o przewrocie, w wyniku którego tron książęcy objął w drugiej połowie IX w. Ziemowit z tak nazwanej później dynastii piastowskiej, lokalizować można na terenie Kruszwicy. Możliwe jednak, że w legendzie o zagryzieniu Popiela przez myszy kryje się informacja o klęsce, jaką poniosła stara dynastia Goplan. Sądzimy, że Kruszwica była w walkach tych ich ostatnim refugium, gdzie legendarnego Popiela dosięgnęli przeciwnicy. Od tych lat Kujawy stanowią integralną część władztwa nowej dynastii Polan, której zdobycie ułatwiło im budowę państwa polskiego. Nie wydaje się natomiast trafne hipotezy tych starszych badaczy, którzy sądzili, że w IX w. nastąpiła również chrystianizacja Kujaw, że panował tu od tego czasu obrządek słowiański8. Drugą więc połowę IX w. uznać możemy za datę przełomową tak w dziejach samej Kruszwicy, jak i Kujaw. Badania przeprowadzone na terenie Starego Miasta dowodzą, że w latach tych nie doszło bynajmniej do upadku ośrodka kruszwickiego. Wręcz przeciwnie, w nowych warunkach politycznych rola jego jeszcze wzrosła. Dlatego obserwujemy później podnoszenie się znaczenia Kruszwicy, widoczne zwłaszcza od okresu rządów Mieszka I. Wiązało się to, niezależnie od innych momentów omówionych już poprzednio, z położeniem na trakcie wiodącym na Mazowsze oraz Pomorze Nadwiślańskie9. Okoliczność, że obie te dzielnice10 stały się bardzo wcześnie składowymi częściami państwa polskiego, była m.in. rezultatem rychłego zespolenia się w jedną całość ziemi gnieźnieńską-kruszwickiej.

Skany pochodzą z książki W. Hensel, A. Broniewska, Starodawna Kruszwica, Wrocław 1961. Źródła i przypisy:

1Legenda ta, należy do typowych fikcji literackich kronikarzy średniowiecznych, zasługuje jednak na uwagę, gdyż sięga odległych wieków i łączy w sobie wspólnoty etniczne rozmaitych grup Słowian.
2Nieraz, jak wnosić można z rozmaitych późniejszych analogii, bywały to również plecionki ze słomy.
3W. Hensel, Słowiańszczyzna wczesnośredniowieczna, wyd. II, Warszawa 1956, s. 69.
4Nie udało się natomiast wyjaśnić dotąd w sposób równie przekonywający sprawy występowania na dnach naczyń wypukłych znaków kolistych. Nie wiadomo, czy są one np. dowodem wtórnego zabiegu, a mianowicie skrócenia po przetarciu się tarczki samej osi koła garncarskiego.
5Etymologia nazwy jeziora Gopła nie jest jasna. Wśród różnych ewentualności przyjmuje się także jej niesłowiański rodowód.
6Pojawia się ona w źródłach po raz pierwszy w 1136 r., ale nie na oznaczenie dzielnicy w późniejszym rozumowaniu tego słowa. S. Zajączkowski, O krainach szczepowych i plemiennych, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, R. 7:1959, s. 784. Zajączkowski przyjmuje, że Glopeanie=mieszkańcy ziemi kruszwickiej (o zasięgu ustalonym przez S. Arnolda i J. Natansona-Leskiego) z tego terenu rozszerzyć się mieli na całe Kujawy zatracając swą nazwę.
7Dotąd brak pewności, czy równocześnie nastąpiła chrystianizacja kraju Wiślan, ale jest to dosyć prawdopodobne.
8W. Szczesniak, Obrządek słowiański w Polsce pierwotnej rozważony w świetle dziejopisarstwa polskiego, Warszawa 1904, passim.
9Dobre były połączenia Kruszwicy m.in. z Gdańskiem i Kołobrzegiem. Ten zapewne fakt sprawił, że po niepowodzeniu z biskupstwem w Kołobrzegu przeniesiono jego siedzibę do Kruszwicy.

10Oprócz Mazowsza myślimy tu o Pomorzu Gdańskim.

czwartek, 22 października 2015

Dwór Janocin

Janocin - wieś w Polsce położona w woj. kujawsko-pomorskiem, w powiecie inowrocławskim, w gminie Kruszwica.

W latach 1975-1998 Miejscowość administracyjnie należała do województwa bydgoskiego.

W XVI w. tereny obecnej wsi Janocin należały do rodu Tarnowskich. W XIX w. za sprawa rodziny Schendeli, wybudowano tu dwór, folwark i ogród. 


Na terenie wsi Janocin znajduje się RSP Janocin – Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna "Zjednoczenie", która działa od 1958 roku. W jej produkcji przeważa uprawa ziarna zbożowego, hodowla bydła mlecznego: produkcja i sprzedaż mleka oraz produkcja i sprzedaż mięsa – wędlin.



Dwór w Janocinie, to w zasadzie pozostałości dworu – fragment XIX w. budowli. Jest on wpisany do rejestru zabytków; nr rej.: A/284/1 z 11.10.1991.

W XVI w. tereny obecnej wsi Janocin należały do Jakuba Tarnowskiego. W XIX w. kiedy osiedliła się tu rodzina Schendeli, wybudowano dwór wraz z zabudową gospodarczą i założono ogród. W 1870 r. właścicielem był A. Mittelstadt, a następnie Otto Naue (1880 r.), oraz jego spadkobiercy. W 1930 r. majętność należała do tzw. dóbr rycerskich, a od 1945 r. przejął je Skarb Państwa Polskiego.

Dwór otaczał przepiękny park również z 2 poł. XIX w. o pow. 4,5ha. Zdobiony był dębami szypułkowi, topolami białymi. Rosły tu także wiązy szypułkowe, jesiony wyniosłe, oraz robinie akacjowe. Zgrupowany jest wokół centralnego wnętrza, wytyczonego przez dwie aleje boczne i aleję poprzeczną, oraz na wschodnim i zachodnim skraju parku. Rośnie tu wiele okazów zbliżonych do pomnikowych, na uwagę zasługują dwa wiązy szypułkowe, zwane również limakami. Niegdyś atrakcją były rowy działowe i odwadniające przecinające park, i staw. Z pierwotnej kompozycji parku zachowały się jedynie drogi wyznaczające jego zachodnią i południową granicę, liczny starodrzew, oraz stare aleje i szpalery drzew. Stare sady zarosły, zatarciu uległy powiązania widokowe z okolicą, a wnętrza parkowe zarosły samosiewami krzewów i drzew liściastych.

Źródła:
  1. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom III. s. 412.
  2. Krajowy Związek Rewizyjny Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych.
  3. Fot. 4 M. Kujawa, pozostałe fot. Wikipedia.
  4. Dobra rycerskie -  to tzw. domeny państwowe - w Polsce królewszczyzny, wydzierżawione przez suwerena osobom pochodzenia szlacheckiego, które posiadały uprawnienia związane z "Rittergutem" - jednostka admin., nie będąc jego właścicielami, nazwa utrzymała się do 1945 r.

poniedziałek, 19 października 2015

Artyleria Wielkopolska 1919-1939 r.

14 Wielkopolski Pułk Artylerii Lekkiej – jako 1 pułk artylerii polowej sformowany został z 5 baterii dwudziałowych (istniejących od początku stycznia 1919 r.) artylerii w Poznaniu, dowodzonej początkowo przez Kazimierza Nieżychowskiego, a później Anatola Kędzierskiego. 6 marca 1919 r. zakończono organizację pułku. W styczniu 1920 r. zmieniono pułkowi nazwę na 14 pal. Stacjonował Poznaniu.

W 1939 r. (1-3.IX), pułk pod dowództwem ppłk. Michała Terleckiego wspierał (bez jednego dywizjonu) działania 57 pp. na linii starych fortów poznańskich. I dywizjon przydzielonych był do 55 pp. W bitwie nad Bzurą pułk wspierał uderzenie 14 DP na miejscowość Piątek (9.IX), walczył wspierając natarcie na Stryków (11-12.IX), pod Emilianowem i Szwarocinem (16/17.IX). Pulk walczył z czołgami w rejonie Jeziorka, niszcząc 9; straty własne obejmowały 40 % pułku, dwie baterie rozbite. Stracono też wszystkie konie. Część artylerzystów przebiła się bez sprzętu do Warszawy.

17 Pułk Artylerii Lekkiej – jako 2 pap sformowany został w lutym 1919 r. w Poznaniu z artylerzystów 1 pap oraz poborowych z Kościańskiego. Pierwszym dowódcą pułku był ppłk Eugeniusz Gałuszyński. Dnia 4 grudnia 1919 r. pułk stacjonował w Gnieźnie. W 1939 r. pułk pod dowództwem ppłk. Stanisława Piwakowskiego przydzielony do 17 Dywizji Piechoty znajdował sięw obwodzie Armii „Poznań”. I Dywizjon przydzielony został do 70 pp. (Pleszew). Dnia 5 września, w ramach Grupy Operacyjnej gen. E. Knoll-Kownackiego, dywizja wraz z pułkiem dotarła do Koła – Kłodawy. W bitwie nad Bzurą poszczególne dywizjony wspierały natarcie na Łęczyce (9.IX). Górę św. Małgorzaty (9.IX), walczyły na linii Małachowice-Brachowice )11.IX) i Modlna-Celestynów (11-12.IX), pod Janowem i Lasem Zafiówka (16.IX), gdzie zniszczono kilkanaście czołgów z pułku pancernego SS-leibstandarte Adolf Hitler.

Dnia 17.IX 1939 r. pułk poniósł ciężkie straty w ludziach i sprzęcie. W czasie przeprawy przez Bzurę utracono t=resztę armat, około 300 artylerzystów dotarło do Warszawy.

25 Pułk Artylerii Lekkiej – sformowany został z 17 pal, poprzez wydzielenie po jednym dywizjonie, a III dywizjon zorganizowany został już w warunkach pułku. Od 1921 r. w Kaliszu. W ramach 25 DP pułk pod dowództwem ppłk. Antoniego Wojtanowicza znajdował się w 1939 r. na odcinku osłonowym „Prosna”, zajmując pozycje dwoma dywizjonami w rejonie Ostrowa i Krotoszyna.

III/25 pal stał na wschodnim brzegu Prosny. W nocy 2/3 września ściągnięte zostały oddziały wydzielone. W nocy z 3 na 4.IX pułk przechodzi w rejon Turek-Koło. 6-7.IX 1/25 wspiera działanie 60 pp. pod Józefowem i miejscowością Nieświesz.

W bitwie nad Bzurą pułk wspierał działanie 25 DP pod Łęczycą (9.IX), na linii Sierpów-Leśmierz (11.IX), pod Ozorkowem i Sokolnikami (11-12.IX), Zwierzyniec-Chodaków (16.IX). 17.IX od ostrzału artyleryjskiego i nalotów, 25 pal utracił większość sprzętu. Przez Bzurę przeszły baterie 2 i 3/25 pal, które walczyły 19-20.IX w rejonie Buraków-Młociny i przedarły się do Warszawy.

26 Pułk Artylerii Lekkiej – sformowany w 1918 r.; od 1922 r. w Skierniewicach w ramach 26 DP. Latem 1939 r. pułk przetransportowany został w rejon Węgrowiec-Żnin-Krynica-Nakło. 1 września pułk pod dowództwem ppłk. Hieronima Stuszczyńskiego zajął stanowiska ogniowe do wspierania oddziałów 26 DP w osłonie, od Noteci pod Nakłem przez Gołańcz do jezior Wągrowieckich. W bitwie nad Bzurą pułk pozostaje w odwodzie Armii „Poznań”. Walczy w rejonie Sochaczewa, Rybno, las Braski (13.IX), nad Bzurą-Kompina-Potoki (14.IX), wspierając natarcie dywizji, w miejscowości Bednary. W trakcie odwrotu prowadzonego w biały dzień pułk przejął ugrupowanie przeciwpancerne w rejonie Sromów-Gągolin-Wicie-Boczki. 16 i 17.IX pułk przed Emilianowem i Kozłowem odpierał straty od lotnictwa niemieckiego. Do Warszawy przebiły się tylko 5 i 8 bateria z II/10 pp.

7 Dywizjon Artylerii Konnej – sformowany wiosna 1919 r. w Poznaniu. Brał udział w rewindykacji ziem przyznanych Polsce Traktatem Wersalskim. Stacjonował w Poznaniu. Zmobilizowany w dniach 24-26.VIII 1939 r. pułk na pozycjach osłonowych w rejonie Śremu-Śmigła-Leszna-Rawicza.

W bitwie nad Bzurą pod dowództwem ppłk. Ludwika Sawickiego. Dywizjon wspierał 17 p. uł. W rejonie Walewic i Bielaw, walczył pod Helenowem, gdzie od zmasowanego ognia niemieckich karabinów maszynowych traci wszystkie konie w zaprzęgach. 13.IX artylerzyści konni przechodzą w rejon Młodzieszyna koło Sochaczewa. 14.IX walczą pod Brochowem, niszcząc kilka czołgów niemieckich na linii Izabelin-Laski-Wólka Węglowa. Dnia 16.IX dywizjon wspiera 15 i 17 p. uł. W walce z przeważającymi siłami nieprzyjaciela pod miejscowościami Górki i Zamoście, a dnia następnego umożliwia zdobycie Sirakowa i przejście WBK w rejon lasu Palmiry. W nocy 19/20.IX po utraceniu łączności z kawalerią dywizjon wraz z resztkami 6 dak ogniem otwiera sobie drogę do Bielan, przyprowadzając do Warszawy wszystkie działa i wozy z rannymi.

14 Dywizjon Artylerii Ciężkiej – w końcu sierpnia 1939 r. dywizjon dołączył do swojej 14 DP znajdującej się w rejonie osłonowym miasta Poznania.

W nocy 2/3.IX 14 dac pod dowództwem mjr. Eugeniusza Szarego rozpoczął wycofanie się w ramach dywizji do rejonu Kutno. W bitwie nad Bzurą Dywizjon wspierał uderzenie dywizji na miejscowość Piątek, 11-12.IX artyleria ciężka została rozbita w miejscowości Mąkolice przez nawałę niemieckiej artylerii ciężkiej. Resztki 14 dac brały udział w obronie przepraw przez Bzurę pod Młogoszynem i Orłowem. 16.IX w rejonie folwarku Jeziorko baterie walczyły z czołgami niemieckimi, prowadząc ogień na wprost. Rozbito 9 czołgów nieprzyjaciela, tracąc jednak wszystkie pozostałe działa 14 dac. Poległ wówczas mjr Szary.

17 Dywizjon Artylerii – dywizjon sformowany został w maju 1939 r., od 24-26.VIII 1939 r. rozwinięty został do stanu wojennego.

Miejsce postoju Gniezno. Po wycofaniu w rejonu Gniezna dywizjon pod dowództwem ppłk. Wacława Albrechta 9.IX dotarł do Łęczycy bez styczności z nieprzyjacielem. Do walk wszedł dopiero 11.IX, wspierając natarcie 17 DP na Modlną-Celestynów. Włączony został do grupy zwalczania artylerii. W nocy 14/15.IX pułk walczył w rejonie Karsznice-Sochaczew.

16.IX na oddziały 17 DP wyszło natarcie niemieckich czołgów; dywizjon wraz z innymi jednostkami artylerii brał udział w odparciu nieprzyjaciela. 17.IX dywizjon zniszczony został przez lotnictwo niemieckie w kotle nad Bzurą.

25 Dywizjon Artylerii Ciężkiej – dywizjon sformowany został w połowie sierpnia 1939 r., a następnie skierowany w rejon koncentracji 25 DP (Ostrów Wlkp.-Kalisz). Zajął pozycję na wschodnim brzegu Prosny w osłonie Kalisza. W nocy3/4.IX 25 DP przechodzi w rejon przedmieścia „Koło”, pozostając tam do 6.IX. W bitwie nad Bzurą dywizjon pod dowództwem kpt. Edmunda Wołkowskiego prowadzi przygotowanie ogniowe do natarcia na Łęczyce, zwalcza niemiecką artylerie, umożliwiając osiągnięcie sukcesu przez piechotę, 10-11.IX 25 dac w wyniku całodziennych ataków niemieckiego lotnictwa bombowego traci wszystkie konie i większość dział. Mjr Wołkowiński umiera z ran 18.IX 1939 r.







niedziela, 18 października 2015

Czerwona Groza, wejście Armii Czerwonej styczeń 1945 r. - na podstawie wywiadów z mieszkańcami Kruszwicy

Począwszy od jesieni 1944 roku rozpoczęły się pierwsze przemieszczenia/ucieczki cywilnej ludności niemieckiej na zachód. Plan ewakuacji opracowany w sztabie Alberta Forstera zatwierdzony został już 4 września 1944 roku. Propozycję Forstera całkowicie zlekceważył Gauleiter Prus Wschodnich (Erich Koch), który twierdził, że jego teren nie musi być objęty ewakuacją, ponieważ nie będzie zdobyty przez Armię Czerwoną. Obowiązywał nakaz trwania w miejscu, a samowolna ucieczka była karana jak dezercja. Jednak coraz liczniejsze grupy uciekinierów i ewakuowanych, napływające od jesieni 1944 roku do Elbląga i Gdańska z innych obszarów (np. Niemcy z Litwy), powodowały coraz większe zakłócenia, pogarszając i tak trudną sytuację miejscowej ludności. Wymaga podkreślenia, że decyzje o Rettungsaktion (operacja ewakuacyjna), które podjęły władze niemieckie, były zdecydowanie spóźnione - ogłoszone zaledwie na trzy dni przed ewakuacją, w styczniu 1945 roku. Ewakuacja Prus Wschodnich była częścią militarnej operacji "Hannibal" trwającej pomiędzy połową stycznia a majem 1945 roku. W jej trakcie opuściło Prusy około 2 mln Niemców.

Ludność niemiecka do ostatniej chwili była łudzona nazistowską propagandą i mrzonkami o zwycięstwie, nie była zupełnie przygotowana do ewakuacji. Kiedy zbliżała się Красная Армия podjęto ewakuację, która przekształciła się w paniczną ucieczkę.

Przed wojną w Kruszwicy i okolicach stosunki polsko-niemieckie nie były tak złe, jak w innych rejonach Polski. Wielu Niemców czuło się, w okresie międzywojennym Polakami o korzeniach niemieckich. Tak o sobie mówił Hans Gierke, czy Werner Schack, który gościł w naszym mieście na przełomie września i października 2015 r. Podobnie było z rodziną Koszyk i Luchen.

Nadgoplańskie Towarzystwo Historyczne przeprowadziło w tym czasie szereg wywiadów ze starszymi mieszkańcami miasta. Kiedy gościliśmy 2.X 2015 roku u pani Marii Borówka (90 lat na fot. wraz z Władysławą Nowaczyk, Kruszwica 1942 r.) wysłuchaliśmy historii dotyczącej naszych stron, Kruszwicy. Interesowały nas wydarzenia dotyczące II wojny światowej, a także migracji Niemców u schyłku wojny, wejścia Armii Czerwonej do miasta i późniejszych losów obu rodzin – Schacków i Borówków. 10.X u państwa Mila.

Rodzina pana Wernera od pokoleń zamieszkiwała okolice Kruszwicy. W Chełmcach urodziła się jego babka. Dziadek był artystą – wspominał nasz rozmówca. Ich rodzina prowadziła sklep z tabaką, przy Rynku 19. Ojca wspomina pan Werner jako surowego, ale też dobrego gospodarza i handlowca. Przed wojną ojciec, mistrz piekarski prowadził Piekarnie, do Kruszwicy przeprowadzili się w czasie wojny i zajęli dom na ul. Rynek 19.

Tymczasem ojciec pani Marii prowadził sklep, znajdujący się na Rynku w Kruszwicy, dokładnie w tym miejscu, gdzie dziś mieści się piekarnia „Piekuś”. Mieliśmy sklep z garderobom męską, ojciec był mistrzem krawieckim, kończył szkołe w Berlinie – opowiada pani Maria – ojciec za czasów zaborów służył w armii niemieckiej. Pani Maria opowiedziała nam również o tym, że jej rodzina zamieszkiwała domek letniskowy, nad Gopłem. (Na fot. Ojciec pani Marii w mundurze pruskim).

Znajomość obu rodzin rozpoczęła się, gdy Maria, pieszczotliwie zwana „Mysią”, próbując zostać w Polsce musiała znaleźć zajęcie – pracę. Od 1942 r. zatrudniona była u Schaków. Zajmowała się głównie opieką nad młodszym rodzeństwem Wernera. Polaków, którzy nie pracowali czekały wywózki do Rzeszy.

Rodzina Schack tuż przed wejściem Rosjan, można powiedzieć, że na ostatnią minutę, uciekła z Kruszwicy. Dzieci związane z „Mysią” nie chciały jej zostawiać, po długich sporach z rodziną dziewczyna zgodziła się towarzyszyć im w podróży do Niemiec.

W wielu wspomnieniach opisuje się drastyczne sceny uciekinierów umierających z zimna przy ponad 20-stopniowym mrozie, z głodu i wycieńczenia. W pamięci trwają sceny, jak tysiące uciekinierów próbuje wsiąść na przeładowane statki, sceny przeprawiających się przez zamarznięty Zalew Wiślany, który był ostrzeliwany przez radzieckie działa, armaty czołgów i samoloty. Wozy i sanie ludności cywilnej: starców, kobiet i dzieci, którzy tysiącami ginęli na lodowej pustyni lub wpadając do przerębli wyrąbanych siłą bomb i pocisków artyleryjskich, błyskawicznie umierali w lodowatej wodzie.

Niemców postanowiono wysiedlić z terenów przyłączonych do Polski w jak najkrótszym czasie i zasiedlić je Polakami - wysiedlonymi z terenów Związku Radzieckiego i osadnikami z Polski centralnej.


W dniu 25 czerwca 1945 roku Generalny Pełnomocnik Rządu RP dla Ziem Odzyskanych Edward Ochab, wydał instrukcję w sprawie zasad wysiedlania ludności niemieckiej. W pierwszej kolejności nakazano wysiedlić Niemców z miast, a w razie trudności czasowo należało ich zatrudnić w folwarkach przy pracach żniwnych (zarządzenie wyszło miedzy 1 a 10 lipca). O wysiedleniu Niemcy powinni być powiadomieni nie wcześniej jak 24 godziny przed opuszczeniem domów i mogli zabrać jedynie bagaż podręczny. Aby zapobiec szabrownictwu i dewastacji pozostawione mienie należało jak najszybciej przekazać Polakom. W praktyce nie uniknięto szabrownictwa i szukano innych rozwiązań. W dniu 20 sierpnia 1945 roku wyszło rozporządzenie, aby najpierw sprowadzić osadników polskich, a następnie odprowadzać pod eskortą właścicieli niemieckich. Do 8 marca 1946 roku pozbawiano majątku również byłych obywateli niemieckich pochodzenia polskiego.

Na terenie Kruszwicy, większą część majątków przejął skarb państwa. Polacy zaczęli wracać do miasta. Podobnie było z panią Marią, która pragnęła powrócić do domu. Wracali bydlencymi, przepełnionymi wagonami. Brakowało wody i żywności, tylko dzięki dobroci chłopskiej rodziny, która ją dokarmiała udało jej się przeżyć. W wagonach okradano powracających Polaków. Sprawcami byli przeważnie żołnierze rosyjscy. Chciałam tylko wrócić do domu – mówiła pani Maria – okradli mnie ze wszystkiego, kiedy przybyłam do Kruszwicy to już nic nie miałam. Dom również został zszabrowany. Czego nie ukradli to zniszczyli, nawet kościół na Rynku. Potwierdził te wydarzenia pan Jerzy Uklejewski we wcześniejszym wywiadzie z NTH. Mówił, że żołnierze ciągnęli wieże kościoła ewangielickiego, przywiązaną do czołgu, następnie kościół był systematycznie rozbierany przez mieszkańców, aż nie pozostała ani jedna cegła.

Nie można usprawiedliwić zmuszenia Niemców do ucieczki i wysiedlenia, tak jak i zamykania ich w obozach pracy, w czasie kiedy nowo powstały rząd po wojnie pracował nad ustawami z tymi zagadnieniami związanymi. Jest to godne potępienia postępowanie, okrucieństwo wobec ludności niemieckiej.

Wysiedlenia Niemców dokonały się na podstawie umowy poczdamskiej zawartej w 1945 roku między przywódcami koalicji antyhitlerowskiej, tzw. wielkiej trójki. Z chwilą wejścia w życie tej umowy władze polskie musiały przestrzegać standardów międzynarodowych w zakresie wysiedleń, co podlegało kontroli międzynarodowej.Zwrócono się do władz Polski, Czechosłowacji i Węgier o zawieszenie dotychczasowych (dzikich) wysiedleń, do czasu opracowania przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec (dalej: SRKN) ramowego programu przesiedleń i zawarcia stosownych umów. SRKN zatwierdziła plan przesiedlania Niemców już w dniu 20 listopada 1945 roku.Dalszą podstawę wysiedleń stanowiły umowy zawarte pomiędzy rządem polskim a RAW w Niemczech z 5 maja 1946 roku (kolejne były podpisywane w 1947, 1948, 1949, a także z NRD w 1950 r.) oraz polsko-brytyjska umowa z 14 lutego 1946 roku. Niemców z terenów przejętych przez Polskę wysiedlano do brytyjskiej (2/3 wysiedlonych) i radzieckiej (1/3 wysiedlonych) strefy okupacyjnej.

Faktem jest, że po zakończeniu działań wojennych, a przed podpisaniem postanowień poczdamskich, odbywały się tzw. dzikie wysiedlenia. To one pozostawiły te najgorsze wspomnienia uciekinierów niemieckich, rzucając cień na cały problem wysiedleń.

Musimy zatem pamiętać, że wysiedlenia były w dużej mierze konsekwencją polityki międzynarodowej, polityki germanizacyjnej prowadzonej przez Niemcy do 1945 roku oraz fakt, że polityka ta była akceptowana i wspierana przez większość ówczesnego społeczeństwa niemieckiego. Skutkowało to tym, że w społeczeństwie polskim występowały silne nastroje antyniemieckie, a wielu ludzi dążyło do rewanżu za krzywdy i upokorzenia jakich doznali z winy niemieckiej. Pewna część ludności rodzimej opuściła swoje siedliska pod koniec wojny, podczas ewakuacji zarządzonej przez władze niemieckie oraz z falami ucieczek. Ci, którzy pozostali byli traktowani przez Armię Czerwoną i polskie władze tak samo jak ludność niemiecka, tzn. często byli ofiarami rabunków, gwałtów i mordów, przetrzymywano ich w obozach pracy i wywożono do łagrów w Związku Radzieckim. Później część z nich dobrowolnie, a część z przymusu – przez brak możliwości przejścia restrykcyjnego procesu sprawdzającego polskość (rehabilitacja i weryfikacja narodowościowa) – wyjechała do okupowanych Niemiec.

W styczniu 1945 r. na Kujawach pojawiła się Armia Czerwona. Propagandowe wyzwolenie było początkiem późniejszej polityki okupacyjno-wyniszczającej Polskę. Z wywiadu 10.X 2015 r. w Sławsku Wielkim dowiedzieliśmy się, od państwa Mila, jak zachowywali się Rosjanie, tuż po wkroczeniu 21 stycznia do Kruszwicy i okolic.

Im bliżej Berlina była AC tym częściej dochodziło do grabieży, rozboju i gwałtów. Przejmowali domy, jak swoje, na plebani rozlokowali się oficerowie, a u nas zwykli szeregowcy – mówił nasz rozmówca pan S. Mila. To nie było wojsko, i daleko im było od dyscypliny, w zasadzie to bali się tylko NKWD. Nie patrzyli na wiek, brali i gwałcili, czy to dziewczynka, czy staruszka. To była dzicz, ludzie pozbawieni oporów. Raz głodni, zabrali świniaka i wrzucili go do ognia, po czym rozpruli mu flaki, z wnętrz wypadły młode, nie przeszkadzało im to w piciu i zjedzeniu. Rosjanie przebywali w Sławsku tydzień, po nich przechodziły następne fale. W późniejszym okresie szli na wschód, pędząc ze sobą krowy i wozy wypełnione skradzionymi łupami wojennymi. Brali wszystko co złote, nawet pozłacane klamki od drzwi, nie byli zbyt bystrzy – mówił dalej mieszkaniec Sławska. Milowie posiadają bogatą historię, drzewo geneologiczne, które mieliśmy zaszczyt oglądać, sięga drugiej połowy XVIII w. Wielu ich przodków i członków rodziny walczyło w czasie wojny. Władysław Mila był żołnierzem Armii Krajowej, Kazimierz Mila był ułanem zginął 17 października w Piaskach, gdy w czasie niemieckiego ataku, w podróży z taborem.

Śmiało możemy powiedzieć, że wyzwolenie rosyjskie to fikcja. Z żalem patrze, jak w niektórych mediach, nawet stosunkowo niedawno promuje się dawną propagandę. Nie było żadnej wolności po wkroczeniu sowietów do Polski. Na Kujawach Rosjanie nie widzieli większej różnicy między Polakiem, a Niemcem. W samym Gnieźnie procent gwałtów był przerażający. Wiele kobiet było gwałconych kilka razy. Dochodziło do gwałtów zbiorowych, nie zależnie od wieku. Brudni żołnierze radzieccy rozpowszechniali choroby weneryczne, którymi zarażali zgwałcone kobiety. To właśnie na podstawie zgłoszeń o chorobie, lub ciąży wiemy do jak wielkiej procentowo ilości przemocy seksualnej dochodziło na terenie Kujaw. Ile kobiet zdecydowało się odebrać sobie życie, a ile zdecydowało się na aborcję, tego nie sposób obliczyć. Niemcy nikogo tak się nie bali jak wkraczającej Краснаu Арми.

Nie tylko Niemcy odczuwali niepokój. Nasi rodacy przebywający na uchodźctwie także mieli spory dysonans. Wracać, czy nie wracać? W maju 1945 r. w Europie Zachodniej znajdowało się około 1,3 mln Polaków, nie licząc żołnierzy PSZ. Około 1 mln osób wyzwolono w zachodnich częściach Niemiec, a 250 tys. we Francji, Belgii i Holandii. Cywilna kolonia polska w Londynie liczyła około 50 tys. osób. Polacy na Zachodzie stanęli w obliczu dramatycznego pytania: wracać do Polski opanowanej przez ZSRR czy pozostać na Zachodzie? Za powrotem przemawiały względy uczuciowe i zawodowe. Uświadamiano sobie bowiem, iż siedziby narodu nie da się przenieść i że jego los związany być musi z krajem między Niemcami i Rosją. Polacy na Zachodzie nie mogli się jednak pogodzić z ujarzmieniem ojczyzny. Mimo obaw, podsycanych wiadomościami o terrorze w kraju, część Polaków podjęła decyzję o powrocie. W 1945 r. repatiowało się do kraju około 400 tys. osób, w 1946 r. - 370 tys., a w 1947 r. dalsze kilkadziesiąt tysięcy.

Materiał powstał na podstawie wywiadów NTH z mieszkańcami Kruszwicy, a także źródeł:
  1. W. Roszkowski, Historia Polski 1914-2001, Warszawa 2001.
  2. Dzieje Polski, Atlas ilustrowany, Warszawa 2008, s. 447-450.
  3. J. Szaflik, Historia Polski 1939-1947, Warszawa 1987.
  4. Kruszwica zarys monograficzny, pod red. J. Grześkowiaka, Toruń 1965.
  5. B. Grabowski, Okupacja Niemiecka w Kruszwicy 1939-1945 r. http://kruszwicahistoria.blogspot.com/2015/07/okupacja-niemiecka-w-kruszwicy-1939.html
  6. Fot. 2 i 3 pochodzą ze zbiorów pani Marii Borówek. Pozostałe wikipedia.