Dawniej
przygotowanie święconki było rzeczą kobiecą. Gospodynie miały
dużo pracy w Wielką Sobotę, do południa wszystko powinno być
gotowe. Już od świtu wszyscy byli na nogach. Gospodynie z córkami
zamykały się w izbie; piekły baby. Baby musiały być ogromne,
doskonale wyrośnięte, pulchne i lukrowane, nie jak dziś kupne.
Ważne
było, aby kiedy ciasto rośnie, żaden chłop drzwi nie otworzył,
bo przeciąg mógłby zawiać ciasto, a takie już niechybnie
opadnie. Strata byłaby wielka: garniec przedniej maki, kopa jajek,
dwie kwaterki najlepszej śmietanki; cukru, rodzynek, masła i
wanilii też niemało. Dzieża pełna lśniącego ciasta, starannie
opatulona lnianym obrusem stała na zapiecku, w cieple. Minęło
trochę czasu, zanim wytrawna gospodyni uznała, że już można
nakładać je do foremek, do ponownego rośnięcia. Na koniec
dwanaście razy nakłuła je do foremek, do ponownego rośnięcia. Na
koniec dwanaście razy nakłuła każdą palcem i wsuwała do
ciepłego pieca. Najładniejsza baba bęzie na święcone.
Podczas
gdy ciasto rosło, dziewczęta krasiły jajka. Na piecu jednym
garnczku warzyły się łupiny od cebuli, w drugim młode żyto, w
trzecim „brezylie” - korzeń farbiarski o głębokim granatowym
odcieniu, w jeszcze innym korę dębową. Dziewczęta zasiadały przy
okienku, postawiły przed sobą czarkę roztopionego wosku, pokrywały
powierzchnię jajka we wzór, jakiego nauczyły ją matka i babka.
Dodawała też coś od siebie. Poznać było po pisance, kto ją
malował: Kurpianka, Kaszubka czy panna z Kujaw. Dziewczyna pokrywała
jajko woskiem pierwszy raz i zanurzała w żółtym barwniku. Po
wyschnięciu pokrywała woskiem to, co miało pozostać żółte i
wkładała jajko do garnczka z innym kolorem. I tak wiele razy, aż
osiągała taki wzór, o jakim myślała. Wreszcie lekko natłuszczała
skorupkę, by nadać jej połysk. Na Wielkanoc szykowała całą
miskę takich pięknych jajek.
Paskę
wypiekano z razowej mąki; pszennej, żytniej albo gryczanej, co kto
lubił albo miał. Pulchność brała się częściowo z drożdży, a
częściowo z zakwasu. Smarowano ją po wierzchu słoniną i
ozdabiano krzyżem z ciasta. Niekiedy paska przypominała kołacz
weselny, tak pokrywały ją roje ptaszków, szeregi kwiatów. Paska
była smaczniejsza, kiedy gospodyni dodała do niej szafranu, imbiru
lub liści bobkowych. Kiedy gospodyni piekła paskę, gospodarzowi
nie wolno było zaglądać do dzieży ani tym bardziej do pieca, boby
mu wąsy posiwiały. W ogóle wielkosobotnie zajęcia przy kuchni to
nie męska sprawa. Ale gospodarzowi tez nie brakowało pracy; musiał
dać żywinie świeżą podściółkę, urżnąć sieczki na trzy
dni, narwać królikom mleczu, a wieprzkom pokrzywy. Jeżeli chłop z
synami zgłodnieli, zaglądali w okienną szybkę, a zdenerwowana
gospodyni podawała im przez szparke kilka placków z paskowego
ciasta. Gospodarz jadł i szedł dalej oprzątać. Chłopcy biegli z
nim w pole i tam, ukręciwszy kawałek bułeczki rzucali w ziemię
wołając: „Kąkolu, kąkolu, nie lataj po polu. Tylko po pańskim,
albo po żydowski!”
Jeśli
chodzi o żur, to wiąże się się z nim również na Kujawach
ciekawy zwyczaj. Jadano go codziennie przez ostatnich czterdzieści
pięć dni. Wiadomym więc, że już zbrzydł wszystkim. Bywało, że
któryś z chłopów przyniósł stary szkopek z resztka starego żuru
i znęcał się nad nic nie winną zupa. Nasiusiał do niej, napluł,
dołożył gnoju i hajda z tym plugastwem na wieś! Biada chałupie,
w której młode panny właśnie teraz krasiły pisanki; wysmarowano
im całe drzwi, jeszcze i próg zachlapano plugastwem! Dziewczyny
często bywały nie lepsze, kiedy dorwały parobka, to „przypadkowo”
oblewały go garnkiem żuru albo pomyjami.
W
końcu przychodziła ta godzina, o której z każdej chaty wychodziła
kobieta z koszem pełnym jadła przyszykowanego do poświęcenia. W
koszu musiały być: chleb albo jego świąteczna odmiana – paska,
sól, pisanki, szynka, kiełbasa, chrzan, masło, ser, lukrowana
drożdżowa baba, kołocze, strucle, mazurki – słowem całe
paradne, świąteczne jadło. Jego rodzaj i ilości zależały od
zamożności gospodarzy. Wszytko było pięknie ułożone na białym
lnianym płótnie, przybrane zielonym bukszpanem, błękitnie
rozkwitłym barwnikiem, baźkami, leszczyną.
Opracowanie
Bartłomiej Grabowski, na podstawie E. Ferenc, Polskie Tradycje
Świąteczne, Poznań 1984.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz