W pierwszą niedzielę po Zielonych Świątkach przypada uroczystość Trójcy Świętej, a w czwartek po Trójcy Świętej - Boże Ciało.
"Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, lecz dlatego, że najedliście się do sytości chleba. Starajcie się nie o ten pokarm, który przemija, lecz o pokarm wiecznotrwały, przyobiecany wam przez Syna człowieczego" (J 6, 26-27).
W całej Polsce w tym dniu odprawia się uroczyste Msze św., a później zaczynają bić dzwony. Z kościołów wylewa się śpiewający barwny tłum i formuje procesję. Najpierw idą małe dziewczynki z koszyczkami pełnymi kwiatów. Sypia pachnące płatki pod nogi Panu Jezusowi, ukrytemu w złotej monstrancji. Monstrancję niesie kapłan, prowadzony przez dwóch godnych obywateli. Wszyscy trzej pełni najwyższej powagi i troski o to, by Chrystus, którego oprowadzają po ulicach miasta, został przyjęty z czcią. Ludzie klękają na widok zbliżającego się baldachimu ocieniającego Największą Świętość.
Pan Jezus wychodzi z kościoła i - jak kiedyś po Ziemi Świętej - wędruje po polskich drogach i ulicach. Idzie w otoczeniu swego ludu towarzyszącego Mu modlitwą i śpiewem.
Trasa procesji jest ustrojona; z wielu okien wywieszono obrusy ozdobione mirtem i kwiatami, palą się świece, łopocą chorągiewki papieskie, Maryjne i polskie, a Matka Boska i Jej Syn spoglądają z wielu obrazów. Orkiestra gra, ludzie śpiewają i są dumni, że mogą wyjść Panu Bogu na spotkanie, dać publiczny wyraz swojej wiary.
Procesja obchodzi cztery ołtarze. Przy każdym śpiewana jest Ewangelia i każdy z nich przybrany jest w kwiaty i zieleń. Młode brzozy drgają listkami po obu stronach stołu Pańskiego.
Uroczystość Bożego Ciała jest świętem czysto chrześcijańskim. W polskiej kulturze mało jest takich świąt katolickich, które nie zawierałyby jeszcze jakiś innych treści poza tymi głoszonymi przez Kościół. Bywało najwyżej tak, że w czasie procesji akcentowano wątki patriotyczne. Szczególnie lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia nasiliły akcenty patriotyczne.
Ludność z wiosek i przysiółków, w których nie było kościołów udawała się na procesję do pobliskich miast. Tam, po zakończonych uroczystościach, hurmem obłamywano stojące ołtarze brzozy. Zabierano wszystkie kwiaty i zieleń. Każdy chciał mieć chociaż trochę tego środka doskonałego przeciw wszelkiemu robactwu w kapuście - wystarczyło zatknąć gałązki na zagonkach. Dobrze też było mieć tę zieleń strzech chałupy i obory; umieszczona tam chroniła od ognia, piorunów i robactwa.
Niezwykły to dzień Boże Ciało. Więc i niezwykłe - wierzono - muszą dziać się w nim rzeczy. A cóż było bardziej tajemniczego niż czarownice? Chociaż ich nie widziano, ale uważano, że są wszędzie, chodzą po granicach wsi, zbierają zioła i trawy, odmawiają swe wiedźmowskie pacierze. Jeżeli zechcą, odbiorą krowom mleko i rodzina nie będzie miała z czego żyć. Ponoć słyszano, jak taka jedna powtarzała "Zbiera pożytek, ale nie wszystek". Później poszła do swojej chałupy, zawiesiła na ścianie powróz i doiła z niego mleko jak krowy.
Sądzono, że tą wiedźmą jest jedna z sąsiadek. Znano sposoby na to, by dowiedzieć się, która; trzeba było w dzień Bożego Ciała o północy położyć się na progu obory i przykryć słomą. Wtedy ujrzało się kobietę, która właśnie była ową czarownicą i pod zmieniona postacią zjawiła się w oborze. Nie darmo mówiło stare porzekadło; "Na Boże Ciało robak w kapustę, diabeł w babę włazi, a czarownica krową mleko zabiera".
W czwartek oktawy Bożego Ciała Kościół święci zioła, jako dar Boży służący ludziom i wszelkiemu stworzeniu. Splatano wianuszki z rumianku, róż, aromatycznej mięty, kruchego rozchodnika, macierzanki - najlepszego środka na kurze pchełki - i wielu innych pożytecznych ziół. Później zawieszano je między obrazami w świętym kącie izby. Więdły tam i usychały czekając choroby któregoś z domowników. Wtedy rozwijały we wrzątku płatki i listki albo płonęły owiewając cierpiącego dymem jak kadzidłem. A niekiedy były rozcierane na pył i zjadane jako najcenniejszy lek. Zawsze mogły dobrze przysłużyć się znękanym ludziom. Zwierzętom też. A czasem przedmiotom, na przykład zauroczonej dzieży, w której ciasto na chleb ani rusz nie chciało rosnąć.
Opracowanie Bartłomiej Grabowski, na podstawie E. Ferenc, Polskie tradycje świąteczne, Poznań 1986.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz