sobota, 18 lutego 2017

Kapral Bronisław Bednarski (1915-1991) zapomniany bohater Bitwy nad Bzurą

... moim czy naszym – rodzinnym zadaniem jest dobijać się o prawdę. Nie zawsze prawda ta była i jest miła. Ale w Austrii widziałem w każdej wiosce pomnik poległych z I i II wojny światowej. Oni też nie zawsze szli z prądem historii. Mimo to wszyscy są upamiętnieni.” - fragment listu przesłanego przez p. Stanisława Bednarskiego (syna uczestnika kampanii wrześniowej 1939 r. kaprala Bronisława Bednarskiego 4 Pal Inowrocław) do Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego.1

Kapral Bronisław Bednarski, rolnik, żołnierz, syn Michała i Marianny z domu Kozubowskiej, ur. 2 kwietnia 1915 r. w miejscowości Florianowo powiat Nieszawa. W wojsku od 1938 r. Skończył szkołę podoficerską w stopniu kaprala. W drugim roku służby, dnia 1 września 1939 r. przydzielony do 4 PAL Inowrocław, wymarsz w sierpniu na front do Jabłonowa (4 DP/4 PAL), przeszedł szlak bojowy wraz z armią Pomorze, został ranny w czasie walk 18 września 1939 r. pod Sochaczewem, przeniesiony do lazaretu wojennego, skąd ucieka do domu w Karsku (powiat inowrocławski). Tymczasem rodzina Bednarskich zostaje wysiedlona z gospodarstwa w Karsku (lipiec 1940 r.), Bronisław nie był obecny, uniknął wywózki. Z powodu ran nie mógł kontynuować walki w konspiracji, przebywał i pracował na terenie Kujaw, we wsi Szarlej oraz Lubostów, jako rybak, listonosz i pracownik cukrowni w Mątwach. Do rodzinnego Karska powrócił w lutym 1945 r. Po wojnie awansowany do stopnia plutonowego. Dnia 27 października ożenił się z Reginą Jaworską, przejął gospodarstwo po ojcu Michale we wsi Karsk. Działał społecznie, pełnił wiele funkcji, był między innymi radnym gminy Chelmce. Zmarł 11 czerwca 1991 r. w wieku 76 lat w Karsku, spoczywa na cmentarzu parafialnym w Brześciu nad Gopłem.2 Pośmiertnie odznaczony Złotym Medalem za Obronność Kraju.

Fragment opowiadania p. Stanisława Bednarskiego „Wspomnienia o Bronku”

Bo choć był piękny jesienny zachód słońca jadąc musiałem uważać na drogę.3 Myślami jednak powracam dalej na pole walki. Oczyma wyobraźni widzę łunę pięknie zachodzącego słońca nad Sochaczewem. Jednak to nie łuna zachodzącego słońca mnie tak oślepia, to Sochaczew płonie jak wielka pochodnia a tutaj w około sterczące zwały żelastwa coś jakby armaty, działa, tak to kiedyś był 4Pal Kujawski z Inowrocławia. Był, bo zostały tylko poszarpane od wybuchów bomb ogromne leje i morze krwi i poszarpane żelastwo. Rozszalałe, obłąkane od wybuchów konie po utracie jeźdźców rozbijają się o drzewa jakoby nie było już dosyć nieszczęścia.„Szrapnele” wyjące w powietrzu jak wataha wilków dopadają swe ofiary. Nad tym rumowiskiem żelastwa, ludzkich ciał i koniny, anioł śmierci zbiera swoje żniwo.

Widzę jak młody żołnierz trafiony szrapnelem spada z konia i oszalały z bólu pełza, gdzieś w kartoflisko. Takie myśli nabiegły mnie gdy dwa tygodnie wcześniej po raz pierwszy przejeżdżałem przez te okolice i niespodziewanie zobaczyłem napis „Sochaczew”: wyobrażałem sobie leżącego rannego młodego kaprala, polskiego żołnierza leżącego na polu i bezsilnego na przemoc jakiej doznał. Po kilku godzinach po polu bitwy będzie przetaczało się „Toten Komando” komando śmierci wyszukując jeszcze żywych i rannych żołnierzy aby strzałem z pistoletu ulżyć im w cierpieniu. Pomyśleć można jak oni o wszystko starają się zadbać, nawet rannym udzielają pierwszej pomocy, choć tylko doraźnej bo kula w łeb. Ranny kapral Bronek widząc nadchodzącego oficera niemieckiego wraz z adiutantem bełkoczącym w niezrozumiałym niemieckim języku po akcencie można było wyczuć, że był to węgierski lekarz wcielony do armii niemieckiej.

A co z tym kapralem Herr Major no ten, który leży tam o tam w kartoflisku jest tylko ranny w rękę.- Lasslo-Ich habe schon hundertmal gesagt zu dir - Wir Deutschen brauchen nur gesunde Arbeitskräfte. Kranken und invaliden, sind für uns nur last. Der Krieg ist schon vorbei - wir haben gewonnen. Schisst Du ihm nieder, sonst mache ich das selbst- verstanden. Herr Major er ist nur leicht verwunden er kann noch brauchbar sein für unsere Vaterland. Wir werden brauchen viele Arbeitskräfte in Osten. Ja er kann bald gesund werden. Lasslo - Lasslo Ich habe oft gehört dass „Polen–Ungarn wie zwei Brüder“ Ja–Ja schickst du ihm ins Lazarett nach Sochaczew vielleicht brauchen Wir im noch später.

I tak węgierska dusza jak na razie uratowała swego prawie brata od pewnej kuli. Następnie zbierano tych co w przyszłości mogą jeszcze służyć Rzeszy do Lazaretu.

Był to budynek szkoły w Sochaczewie zamieniony na wojskowy lazaret. W środku budynku pościelono trochę słomy na podłodze i tam rzucono tych wszystkich rannych razem na ten barłóg. Oczywiście panował ogromny chaos brak personelu i środków opatrunkowych wielu leżało tutaj już od kilku dni. Obrzydliwy fetor rozkładających się żywych trupów, ranni żołnierze dnia pozostawieni tylko sami sobie. Czasami tzw. dobrzy ludzie przychodzili dokarmiać głodujących rannych. Ale oprócz strawy potrzebne były opatrunki – lekarstwa i personel medyczny.

Niemcy nie byli zainteresowani uzdrawianiem polskich żołnierzy, przecież wojnę już wygrali. Kto się wyliże będzie żył a reszta no cóż – nam Niemcom oni są niepotrzebni, niepracujący zjadacze chleba.

Sytuacja była tragiczna, beznadziejna, przekraczająca ludzkie siły. W tym całym morzu cierpienia znaleźli się tzw. „dobrzy ludzie” myślący trzeźwo i do przodu. Zdawali sobie sprawę ,że jeśli ktoś wydobrzeje zostanie wysłany do stalagu (jeniecki obóz dla żołnierzy). Ale obozy te nie były jeszcze gotowe więc grano na czas.

Jedna z wolontariuszek, jakaś Pani „Dziedzic” z okolic Sochaczewa zainteresowała się Bronisławem - Słuchaj jak masz na imię młody człowieku? -„Bronek”w następnych dniach Niemcy mają was wywieść do stalagu w głąb Rzeszy. Sam widzisz, że na pomoc nie masz co liczyć wczoraj chcieli Tobie amputować tą rękę, ale ty możesz chodzić więc jeszcze dziś w nocy uciekaj bo jurto będzie już za późno. - Skąd pochodzisz? - jestem z Kujaw okolice Piotrkowa Kuj. - Wiesz mam znajomego, który może ci pomóc dostać się do Inowrocławia. - Och! Inowrocław to dobre miejsce tam mieszka moja rodzina ze strony mojego ojca, siostry syn. - Słuchaj Bronek, my tutaj nie wiemy jak długo Niemcy zechcą tolerować moje wizyty, jeszcze dziś w nocy musisz opuścić to miejsce. Dziś nad ranem za rogiem ulicy będzie czekał na Ciebie mój człowiek z furmanką, która zawiezie Ciebie na dworzec kolejowy i pociągiem dojedziesz się do Inowrocławia, dalej nich Cię Bóg prowadzi.



Dziękuję serdecznie „Jaśnie Pani Dziedzic” tak to już dziś w nocy tylko nie prześpij okazji-niech Cię Bóg poprowadzi bezpiecznie do domu. O tak w Inowrocławiu mam rodzinę dam sobie radę. Powodzenia Bronek i nie dziękuj, jesteś młody i musisz żyć.

Nad ranem skok przez okno i podróż do Inowrocławia. Dalej stryj Jaśiński zorganizował konną powózkę i tak Bronek dotarł do domu w Karsku. Było już bardzo zimno koniec Października. W domu oczywiście wielka radość i zarazem strach co powiedzą Niemcy, jak go zobaczą.

W rodzinnym domu rana zaczęła się lepiej goić, powoli siły i zdrowie również powracały-choć koszmar kontuzji nie dawał mu jeszcze długo spać po nocach i towarzyszył już przez całe życie.”


Opracowanie Bartłomiej Grabowski, Stanisław Bednarski, źródła:

1List opublikowany na fanpagu Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego.
2Na podstawie relacji syna Stanisława Bednarskiego, wspomnienia ojca Bronisława i matki Reginy.
3Fragment opowiadania p. Stanisława Bednarskiego „Wspomnienia o Bronku” 16.02.2017 r.
Bitwa nad Bzurą Okupacja Niemiecka w Kruszwicy Przygotowania obronne Kujawy Działania wojenne Kujawy Skany archiwum rodzinne p. Bednarskich, archiwum Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz