Jan Głowacki (ur.
1889.08.31) był powstańcem wielkopolskim z Pieck, pod
Inowrocławiem. Syn Jana i Józefy z domu Brózdy, wraz z braćmi
Leonem i Marcinem pomagali w wyzwoleniu Kujaw w czasie zaborów. Jan
był twórcą oddziału powstańczego w naszych okolicach w grudniu
1918 r. Brał udział w zdobyciu Strzelna w dniu 2.01.1919 r;
oswobodzeniu Kruszwicy i w walkach o Inowrocław.; podjazdy z
patrolami niemieckimi pod Gniewkowem, Tarkowem, Płonkowem i Brzozą
pod Bydgoszczą. Był w składzie dowództwa Pawła Cymsa w czasie
akcji zbrojnych w Bydgoszczy, Gniewkowie i Toruniu, a także w marszu
do Złotnik Kujawskich. W Wojsku Polskim awansowany do stopnia
kapitana i dowódcy batalionu baterii zap. 15 P.A.C. Zwolniony do
służby cywilnej w 1923 r. pracował w sądzie. W czasie drugiej
wojny światowej wywieziony i przetrzymywany w Poznaniu, a później
również w Krakowie, gdzie pracował jako księgowy. Po wojnie
pracował jako radca prawny.1
Jan Głowacki został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.
Zapiski Jana Głowackiego
opisują walki na terenie Kujaw, wejście oddziałów do Strzelna, a
także do Kruszwicy i późniejsze walki o Inowrocław. Publikacja
ukazała się w 1978 r. nakładem Wydawnictwa Poznańskiego,
materiały zebrali panowie Lesław Tokarski i Jerzy Ziołek.2
„Program wojsk
niemieckich w latach 1914-1918 spowodował ogólny zamęt w
Niemczech, ucieczkę cesarza Wilhelma II z kraju i utworzenie rad
robotniczych i żołnierskich. Wszystkie te trzy trzy okoliczności
osłabiły siłę władzy państwowej w sposób wprost niebywały, co
odbiło się na sprężystości jej wykonywania.
Gdy doszły do nas
ponadto wiadomości o zniknięciu wojsk niemieckich z ulic Poznania
do koszar i otoczeniu tychże przez polskie oddziały powstańcze,
dalej – o oswobodzeniu Gniezna, oraz luźne wieści o zbliżających
się w nasze strony polskich wojskach ochotniczych, wówczas wprost
samorzutnie zrodziła się w nas wszystkich myśl, żeby stworzyć
własny oddział powstańczy i współdziałać z nadciągającymi
ochotnikami w zdobyciu władzy i wypędzeniu pruskiego zaborcy.
Ta świadomość pchnęła
nas wszystkich do działania, mnie, oficera wyszkolonego w wojsku
niemieckim, do dania inicjatywy ruchowi powstańczemu. Rzuciłem więc
w dniu 2 stycznia 1919 r. hasło: „Do broni za wolność Polski”
wśród następujących okoliczności: W tym dniu usłyszeliśmy
około godziny piętnastej dość silną strzelaninę z karabinów, a
później doszły do nas ze Strzelna, oddalonego o 7 km, wieści, że
Polacy ochotnicy z Gniezna, Wrześni i Trzemeszna zbliżający się
tam od strony pogranicza (Grenzschutz) przeciwstawili się tej akcji,
jednak już po krótkiej, bezkrwawej walce uciekli, rozpraszając się
częściowo w mieście, częściowo zaś po zabudowaniach
podmiejskich rolników niemieckich. Tak zaczęła się pod moją
komendą pierwsza spontaniczna, patriotyczna akcja.
Na dwie godziny przed tą
chwilą zwołałem z mojej wioski wszystkich chętnych do walki.
Zgłosiło się około 25 młodych, w tym dwóch moich młodszych
braci, Leon i Marian, którzy rozdzielili z mego skromnego magazynu
wszelką broń i amunicję – było coś około 10 karabinów
różnego kalibru – zdobycz z frontu. Reszta zabrała czy to własną
broń, czy przedmioty, które mogły zastąpić broń. W pospiesznym
marszu przez wioski Kijewica i Młyny podążaliśmy od strony
południowej do Strzelna. Po drodze przyłączyło się do nas
jeszcze około 60 powstańców. Mijane domostwa Niemców
przeszukiwaliśmy za bronią, a około godziny siedemnastej
podchodziliśmy pod Strzelno. W mieście strzelanina tymczasem
ustała. Miejscowi Polacy donieśli mi, że większa część
żołnierzy niemieckich błąka się po drogach, częściowo
kwaterując u Niemców tuż pod Strzelnem. Natychmiast obstawiłem
podmiejskie osiedla i przeszukiwałem wszelkie niemieckie domostwa. W
ten sposób wpadło nam w ręce około 30-40 żołnierzy niemieckich,
którzy oddali broń i amunicję, w tym dwa ciężkie karabiny
maszynowe, co stanowiło dla nas ogromną zdobytych, i od tej chwili
wiedzieliśmy, że mamy pewną przewagę nad Niemcami.
Dalszego oporu już nie
napotkałem, a jeńców odstawiłem do miasta i oddałem ich do
dyspozycji Pawła Cymsa, który już przed jakąś godziną wszedł
tam i wraz z wojskiem odpoczywał. Od niego dowiedziałem się, że
Gniezno, Trzemeszno i Mogilno są już obsadzone przez Polaków, że
zamyśla w dalszym ciągu uwalniać od Niemców Kujawy – i prosił
mnie o dalszą współpracę i pomoc, powierzając mi zastępstwo nad
wszystkimi ochotnikami. Z pełną gotowością i chętnie przyjąłem
powyższą propozycję Cymsa, gdyż odpowiadała ona moim zamiarom.
Od chwili uwolnienia
Strzelna rozpoczęliśmy wspólny marsz do okolic Inowrocławia,
drogą przez Kruszwicę i Mątwy. W późniejszych godzinach
wieczornych zabrałem swoje oddziały ze Strzelna do Młynów, gdzie
rozkwaterowałem się w gospodzie Rogodzińskiego, rozstawiając
silne posterunki, żeby ewentualnie powstrzymać nieoczekiwany atak
ze strony maruderów niemieckich lub drugiego oddziału Grenzschutzu,
który ulokował się we Wronowach, oddalonych od Młynów o 2 km, a
od Strzelna o 6 km. Nikt z ochotników nie porzucił swej formacji, a
odwrotnie – do gospody przybyło mnóstwo innych ochotników,
którzy chcieli z nami podjąć wspólny marsz.
Noc upłynęła
spokojnie, a ja widząc, że napływ ochotników stale się zwiększa,
oddałem dowództwo nad nowo tworzonym oddziałem piechoty
Owczarskiemu, który też poprowadził ten oddział na Inowrocław i
dzielnie się przyczynił do przegnania Niemców z inowrocławskiego
dworca do koszar. Poza tym zatrzymałem wszystkich ochotników,
którzy przybyli końmi, aby utworzyć oddział kawalerii, mający
utrzymywać nadzór nad zapleczem. Szefem tego oddziału jazdy został
mój brat Leon. Jego też wysłałem nad ranem wraz z piećioma
innymi kawalerzystami do Wronowów, gdzie miał właśnie tylko
stwierdzić, ilu Niemców - żołnierzy – kwateruje we Wronowach i
czy chcą ewentualnie dobrowolnie się poddać. Po dwóch godzinach
patrol wrócił do Młynów, prowadząc cały oddział Grenzschutzu,
a było a było ich około 60- 80 chłopa, którzy oddali swe
uzbrojenie.
To poddanie się połowy
kompanii bez strzałów było zdumiewające – myśmy byli
przygotowani do ostrego natarcia, a tu przyprowadza się nam jeńców!
Z tych dwóch faktów poddania się bez wystrzału, tj. pod Strzelnem
i obecnie pod Wronowami, wypłynęło przekonanie, że byli to
chłopcy bez przygotowania żołnierskiego, aczkolwiek dobrze
uzbrojeni i wyekwipowani. Natomiast wojsko pozostałe w koszarach
było zdyscyplinowane i posiadało praktykę, i ducha bojowego, co
okazało się przy natarciu na Inowrocław. Nie mogę na tym miejscu
pominąć nadzwyczajnej gościnności, jakiej doznaliśmy od
restauratora Rogozińskigo, który prócz noclegu dla około 100
ochotników dał nam do dyspozycji wszystko, co posiadał. Skutek
zresztą był taki, że gdy rano zapytałem czy wszyscy chcą
pozostać jako ochotnicy w mojej formacji. Nikt z moich „druhów”
(jak się nazywaliśmy) nie zgłosił swego odejścia. Ten drugi
oddział jeńców odesłałem komendantowi Strzelna, który
przeprawił ich wszystkich przez Poznań do Berlina.
Po tej likwidacji
niemieckich wojsk pogranicza odczekaliśmy przybycia Cymsa wraz z
jego oddziałem do młynów i stąd około godziny dwunastej 3
stycznia wyruszyliśmy wspólnie, częściowo konno, częściowo na
wozach gospodarskich, w kierunku Gopła i do Kruszwicy.
Po drodze spotkaliśmy
dużo zasiedziałych niemieckich rolników i właścicieli ziemskich.
Moje patrole konne przeszukiwały ich domostwa za bronią wojskową i
palną bronią myśliwską. Nie doszło nigdzie do strzelaniny lub
jakiegokolwiek oporu. Po czterogodzinnej podróży dotarliśmy około
godziny szesnastej w okolicę Kruszwicy i tu spotkało mnie może
najbardziej wzruszające przeżycie, bo fakt wywieszenia narodowych
flag na Mysiej Wieży. Cały oddział przystanął i podumał nad
doczekaniem do tej chwili, o której latami marzyliśmy. W oczach
licznych powstańców widziałem łzy.
Kruszwica rozbrzmiewała
gwarem mieszkańców miasta i okolicznych wsi. Wszyscy ustawili się
na rynku, który wypełnił się całkowicie. Przywitał nas
ziemianin Trzciński, na które to powitanie odpowiedziałem, siedząc
na koniu. Radości nie było końca, gdy zapewniłem słuchaczy, że
wyruszymy bez dalszej zwłoki na Inowrocław, aby dokończyć
rozpoczęte dzieło oczyszczania Kujaw. Dopiero potem postanowiliśmy
pomyśleć o odpoczynku. Wszystkie oddziały – a było ich osiem –
rozlokowaliśmy po mieście, a dowódców zabrał do siebie na
kwaterę dzierżawca Gopła, Ryczek, który nas gościł przez całe
30 godzin pobytu w Kruszwicy.
Atak ze strony Niemców
nam nie groził, bo garnizon niemiecki z Inowrocławia nie był
przygotowany do wszczęcia natarcia, o czym wiedzieliśmy. Tak więc
odpoczęliśmy w spokoju, ale i też w intensywnej pracy wewnętrznej
nad formowaniem oddziałów, punktu sanitarnego, który przejął z
Kruszwicy-Wsi r Sylwester Szwarc, oraz sporządzeniem imiennych
spisów wszystkich ochotników w poszczególnych oddziałach. Poza
tym trzeba było te oddziały należycie uzbroić i wyekwipować oraz
podzielić. Odmarsz na Inowrocław został wyznaczony na następny
dzień na godzinę dwudziestą i to możliwie kolejką cukrowni
kruszwickiej, gdyż kolej państwowa nie funkcjonowała, częściowo
na wozach i konno.
Mój oddział konny,
liczący około 30 jeźdźców, został z okazji pobytu w Kruszwicy
nad Gopłem nazwany „Szwadronem Nadgoplańskim”.Przy wkroczeniu
do Inowrocławia liczył on już około 60 jeźdźców, a potem w
koszarach artylerii około 125 konnych (szabel), ogółem zaś około
200 chłopa. Na czas ataku konie pozostawały u gospodarzy, a po
ukończeniu potyczki jeźdźcy wracali po nie.
Tu też omówiliśmy atak
na Inowrocław, który miał odbyć się w ten sposób, że
poszczególne odziały miały zasadniczo atakować grupami, a w linii
tylko tam, gdzie Niemcy utworzyli zorganizowaną obronę. Ustaliliśmy
sposób ustawienia oddziałów naokoło miasta, co miało się
rozpocząć o godzinie piątej rano, a zakończyć około godziny
szóstej. Do Mątew przybyliśmy około godziny dwudziestej
trzeciej.”
Fot. M. Mocek, http://mm-foto.eu/szwadron nadgoplański 1920 r. Fot. 2. Jan Głowacki, archiwum Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego.
1Uchwała
Rady Państwa nr: 04.04-0.118
z
dnia 1958-04-04.
http://powstancy-wielkopolscy.pl/
2L.
Tokarski, J. Ziołek, Wspomnienia Powstańców Wielkopolskich,
Szwadron Nadgoplański w walkach o oswobodzenie Kujaw, opowiada J.
Głowacki, Poznań 1978, s. 57-66.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz