W
czasie II wojny światowej, między 1940 a 1941 rokiem, miały
miejsce 4 masowe deportacje Polaków do Związku Radzieckiego: w
lutym, kwietniu, czerwcu 1940 roku oraz w czerwcu 1941 roku. Nie
oznacza to oczywiście, iż w pozostałym okresie czasu w tych latach
nie deportowano nikogo, ale owe deportacje nie miały wtedy
charakteru masowego.
Do
obwodu archangielskiego deportowano obywateli polskich szczególnie w
czasie pierwszej deportacji, 10.II.1940 roku (tzw. osadników) oraz w
trzeciej deportacji, w czerwcu 1940 roku (tzw. bieżeńców).
Osadnicy, to były osoby, które za zasługi w wojnie, najczęściej
polsko-bolszewickiej w 1919-20 roku, otrzymały ziemię na Wschodnich
Kresach II Rzeczypospolitej. Za osadników uznani byli również
członkowie rodzin takich osób. Natomiast pod pojęciem „bieżeńcy”
kryją się uchodźcy, przybyli na obszar Kresów Wschodnich RP po
rozpoczęciu 1 września l939 roku działań wojennych w Polsce, a
więc tych ziem, które następnie po 17 września tegoż roku
zostały okupowane przez ZSRR. Jednym z największych skupisk
deportowanych obywateli polskich stał się obwód archangielski –
osadzono bowiem w nim około 55 tysięcy obywateli polskich.
Niewątpliwie
przeżycie momentu aresztowania oraz dalszych wydarzeń było
doświadczeniem tragicznym dla bohaterów wojennych i ich rodzin. O
sile tego przeżycia decydowały nie tylko czynniki wewnętrzne, hart
ducha, ale także nastawienie. W drodze do wagonów Polacy spotykali
się z różnymi postawami miejscowej ludności od otwartej wrogości
do życzliwości. Na uwagę zasługują postawy, które wymagały
osobistej odwagi, z pewnością w przeżyciu całego dramatu pomagała
wiara. Przeważnie zsyłane były całe rodziny. Jednak czasami
zdarzało się, że zastawano na miejscu tylko pojedynczą osobę lub
częściej – kogoś z rodziny nie zastawano. Podlegali wówczas
wywiezieniu ci, których zastawano, a resztę rodziny kompletowano w
miarę możliwości. Więź rodzinna nie pozwalała na ucieczkę z
wagonu.
Po
przybyciu na miejsce, praktycznie wszyscy zesłańcy „witani”
byli przez komendanta słowami o upadku „Pańskiej Polski” oraz
o tym, że od teraz ich nową ojczyzną jest Związek Radziecki i
mają zapomnieć o Polsce. Dla Halerczyka słowa takie były
zniewagą. Bywało nawet, że niejeden załamał się i popadł w
depresję.
Jednym
z patriotów, którzy przetrwali zsyłkę do zimnej krainy śmierci i
smutku był ojciec księdza prałata Stanisława Pohla, zasłużonego
kapłana związanego przez wiele lat z Kruszwicą i parafią
kolegiacką. Rodzina księdza prałata, w tym również sam ksiądz
prałat, przetrwała łagry.
Kazimierz
Pohl urodził się w 1897 r. Wraz z małżonką Janiną
pochodzili spod Lwowa. Janina z Poluchowa, koło Zaleszczyk, a
Kazimierz mieszkał w Boruszowie, powiat Przemyślany. Brat księdza
prałata urodził się w Nowogródku.
Kazimierza
Pohla wcielono do wojska austriackiego gdy tylko ukończył 18 lat, w
1915 r. W czasie I wojny światowej walczył na froncie włoskim w
Alpach. Trafił do niewoli i został osadzony na wyspie Caleri, był
niewolnikiem Włochów. Tam nauczył się języka włoskiego. O
pobycie ojca na wyspie Caleri opowiedział ksiądz prałat Stanisław
Pohl:
-
Kazik, osiołka zaprzęgaj jedziemy po prowiant – brzmiały słowa
strażnika wypowiedziane do mojego ojca Kazimierza Pohla. Wkrótce
razem ze strażnikiem pojechali do miasteczka po zaopatrzenie. Kupili
wszystko co było potrzebne. Strażnik wszedł do tawerny w
miasteczku i troszkę się zasiedział. Kiedy wyszedł nie był
wstanie iść samodzielnie, położył się na wózku, na towarach,
które ciągnął obciążony nieprzewidzianym, dodatkowym ładunkiem
osiołek. Karabin niósł tata. W tym tata czasie dowiedział się,
że gen. Józef Haller organizuje Wojsko Polskie. Zgłosił się na
ochotnika, aby wypuścili go z niewoli włoskiej. Dostał się do
Hallera we Francji. Wkrótce odbył szkolenie wojskowe. Przeszedł
całą kampanie Halerczyków. Otrzymał stopień kapitana. Po wojnie
poszedł na Politechnikę Lwowską, skończył wydział leśniczy.
Praktykę miał w gajówce koło Białowieży, pracę dostał na
granicy Związku Radzieckiego, był leśniczym. Kazimierz ożenił
się z Janiną w 1928 r., miał wówczas 31 lat. Był również
leśniczym w Łunińcu nim został nadleśniczym, tam się urodziłem.
Pracował również w Baranach niedaleko stacji kolejowej. Stamtąd
nas Rosjanie wywieźli nad Białe Morze, a tatę aresztowali w
październiku 1939 r. Puścili go i wrócił do nas nad Białe Morze
do Archangielsku nad Dwiną, wkrótce jednak został ponownie
aresztowany. Po procesie został skazany na 10 lat łagrów na
biegunie polarnym. Następnie, po odsiedzeniu kilku lat, dostał
kolejny wyrok, tym razem dożywotni w rejonie Krasnojarska (łagry).
Dopiero po śmierci Józefa Stalina i Ławrientija Berii, w 1956 r.
wrócił, rok przed moimi prymicjami. Od 1939 r. do 1956 r. tata
turystycznie zwiedzał Związek Radziecki – żartował ksiądz
prałat. Taki „szlak turystyczny” niewielu Polaków przetrwało.
Rodzina wróciła ze zsyłki w 1945 r. Ojciec po powrocie pracował w
biurze, w rejonie leśnym pod Gnieznem. Chorował na grzybicę kości.
Zmarł 11 marca 1973 r.
-
W porozumieniu z bratem napisałem na nagrobku „Żołnierz
Armii Hallera, Inżynier Leśnik, 1939-1956 więzień
Łagrów Sowieckich, Patriota” aby ludzie dowiedzieli
się kim był mój ojciec – mówi ksiądz prałat.
Ciężkim
przeżyciem dla zesłańców była praca w nieludzkich warunkach.
Ogólnie znany jest tzw. system kotłów – ustalona była norma,
którą należało wypełnić. W zależności od tego, ile procent
normy wykonało się, tyle jedzenia się otrzymywało. Ponieważ
normy były bardzo wysokie, szczególnie dla nie nawykłych do tego
rodzaju pracy zesłańców, nie można było „uczciwie” pracować,
ponieważ to groziło utratą pożywienia, sił i w konsekwencji
śmiercią. Stąd próbowano oszukiwać władze na różne sposoby.
Prócz tego w celu przeżycia dopuszczano się drobnych kradzieży.
Niestety przyłapanie na kradzieży choćby kłosów z pola groziło
sądem i skazaniem na obóz pracy. W celu zaniechania morderczej
pracy, która groziła utratą sił, a zatem i życia, niektórzy
decydowali się na samookaleczenia. Nie zawsze skutek był zgodny z
zamierzeniem. Również i w tym przypadku zamiast zwolnienia od
pracy, człowiek taki sądzony był za sabotaż i otrzymywał wyrok.
Mimo ogólnego upodlenia, pewnych zachowań wśród polskich
zesłańców nie było lub były rzadkością. Również Rosjanie
dostrzegali specyficzną dla Polaków dumę, którą nazywano „dumą
polską”. Bardzo ważne miejsce w życiu zesłańców zajmowała
wiara i modlitwa dzięki niej zyskiwali zaufanie Rosjan. Bycie
katolikiem, osobą wierzącą, dawało nierzadko poczucie
wyższości
nad otaczającymi ludźmi, co było ważnym środkiem samoobrony.
Wybuch
wojny radziecko–niemieckiej doprowadził do zawarcia tzw. umowy
Sikorski–Majski. Przewidywała ona przede wszystkim ogłoszenie
„amnestii” dla wszystkich „byłych” obywateli polskich,
którzy znajdują się na terenie Związku Radzieckiego. Nie od razu
wiadomość o amnestii dotarła do zainteresowanych. Władzom
sowieckim, zwłaszcza tym niższego szczebla, nie zależało na
zwalnianiu Polaków, którzy byli dla nich wygodną siłą roboczą.
Sytuacja taka miała miejsce przede wszystkim wobec Polaków
uwięzionych w łagrach, którzy celowo byli przenoszeni do innych
łagrów i mieszani z więźniami innych narodowości.
Oczywiście
po ogłoszeniu amnestii ludzie z reguły wpadali w szał radości. Za
tą radością często szła decyzja o natychmiastowym wyjeździe na
południe – ponieważ obawiano się następnej zimy na północy
Rosji. Powodzenie takiej wyprawy zależało od wielu czynników,
jednak chyba najważniejszym była zaradność, choćby jednego
członka grupy, możliwe że taką cechę posiadał Kaziemierz Pohl,
który również po powrocie do Polski przez wiele lat walczył z
ciężką chorobą.
Na
północy wiele osób pozostawiało swoich bliskich, którzy tam
zmarli. Dla nich podróż czy to na południe, czy w jakiekolwiek
inne miejsce, była połączona z wielkim smutkiem. Kapitan Pohl
wrócił do bliskich, wierzył że tego dokona.
Mogiła
Kapitana Kazimierza Pohla znajduje się na cmentarzu kolegiackim w
Kruszwicy. Dziękuję księdzu prałatowi Stanisławowi Pohlowi za
uzupełnienie wiadomości o jego ojcu, Bóg zapłać.
Opracowanie
Bartłomiej Grabowski, źródła: rozmowa z księdzem prałatem
Stanisławem Pohlem dn. 3.09.2016 r.; Artykuł P. Nagel, Losy Polaków
deportowanych do obwodu Archangielskiego; J. Gruszka, Sprawozdanie z
pobycia w Łagrze; Strona Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy
Armii Krajowej http://armiakrajowa-lagiernicy.pl/ Fot. archiwum NTH.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz