poniedziałek, 29 czerwca 2015

Część I Konferencja NTH, Stefan Pastuszewski wykład o „Solidarności” 26.06.2015


Część I Konferencja NTH, Stefan Pastuszewski wykład o „Solidarności” 26.06.2015, Hotel Sportowy Kruszwica

Gośćmi Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego byli: Stefan Pastuszewski i Alfred Krysiak. W części pierwszej prezentujemy dr Stefana Pastuszewskiego i jego wykład.

Kilka słów o dr Stefanie Marianie Pastuszewskim. Pan Stefan urodził się w 1949 r. w Bydgoszczy. Jest autorem licznych zbiorów wierszy, a także powieści pt. „Późne majowe popołudnie” (IW „Świadectwo”, 1995). W jego dorobku literackim i naukowym ukazały się również zbiory opowiadań, a także opracowania nawiązujące do dzisiejszego tematu konferencji tj. „Pierwsze lata NZSS Solidarność w regionie bydgoskim”, IW „Świadectwo” 1995; „Bydgoski listopad 1956” IW „Świadectwo” 1996. Za swoją działalność solidarnościową był internowany. Sprawował również mandat poselski na Sejm RP z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji. Radny w Bydgoszczy. Sekretarz redakcji pisma „Akant”. Absolwent WSI, UMK i UG. W 2013 r. obronił doktorat na UKW w Bydgoszczy. Jest doktorem nauk humanistycznych o specjalności historii religii.

Uroczystość otworzył prezes NTH Przemysław Bohonos, po przywitaniu gości i krótkim omówieniu „Informatora Kruszwickiego”, oddał głos innemu członkowi NTH, pani Magdzie Jagiełłowicz. Pani Magda opowiedział szerzej o Informatorze, a także w dużym skrócie o referacie, który przedstawiła na sesji SM poprzedniego dnia (urodziny Samorządu).

Nastąpiło odczytanie biografii pana S. Pastuszewskiego i A. Krysiaka. Po czym przeszliśmy do wykładu.

Wykład:

Pastuszewski mówił o istocie „Solidarności”, o pamięci która przemija. Mówi, że odczuwamy coś na wzór odrodzenia solidarności, ale nie możemy się łudzić bo nic się nie powtarza. Odpowiadał na nurtujące nas pytanie, czy warto było założyć solidarność? Mówi, że dzieje się dzieją, jedno zjawisko przechodzi w kolejne. Wiemy, że ta solidarność to nie ta sama co kiedyś, wszystko się przecież zmienia.

Opowiadał o grze jaką prowadził ZSSR i kryzysie w Polsce, a także o osłabieniu Polski. Ideologia socjalizmu mówiła o równości ale przeciętny człowiek nie miał już w co wierzyć. Wspomniał także o Ojcu Świętym: wizyta Jana Pawła II była jakby zwrotem dla Polski, dla solidarności. Pastuszewski wspomina, że to wydarzenie zjednoczyło ludzi, dało myśl, że jesteśmy po jednej stronie.

Definicja Solidarności według dr Stefana Pastuszewskiego:

Karol Modzerewski zaproponował nazwę Solidarność, ale wówczas nikt nie wiedział co to znaczy. Pastuszewski opowiada, że Jan Paweł II był politykiem. Papież znał pojęcie solidarności. Pastuszewski mówi, że odczuwał co oznacza „solidarność”. Jako poeta nie mógł wydawać swej twórczości, poezji. Został aresztowany za działalność antyrządową. Koledzy pomagali mu w kontynuowaniu pracy. Objęła go amnestia.

Mówił, że „Solidarność” to ruch na rzecz wspólnoty, nie jesteśmy podmiotem obywateli. To pojęcie republikańskie. W jaki sposób zbudować republikańskość, jak to wyglądało, jak wyglądało w zakładach np. tłuszczowych itd. Zawodowa republikańskość wśród robotników, którzy chcą się porozumieć z profesorami, mimo że mówią innym językiem. Oto w tym wszystkim chodziło, o jedność i porozumienie.

Robotnicy zbudowali coś na wzór republiki – przynależność do „Solidarności'. Motywy dla których ludzie deklarowali się na członków były różne. Dla członków ważna była odnowa moralna, ważne było aby nie kłamać zważać na słowa – mówi Pastuszewski – dlatego tak chętnie przyłączali się do solidarności ludzie wierzący.

Czynnikiem spajającym „Solidarność” była również wiara, spotkaniom towarzyszyła msza św. Nawet w areszcie odsłuchiwano mszy.

Solidarność” cechował: idealizm, czasem naiwność – kontynuował dr Pastuszewski. Niektóre postulaty nie mogły być traktowane poważnie, ale ludzie wierzyli, że może się tak stać, od tego były te organa, które się tym zajmowały. Silne przywiązanie do wolności. Odwoływanie się do religii. Patriotyzm, kult rodziny to idee „Solidarności”.



Negatywne skutki rewolucji”

Wady: brak organizacji. Skłonność do gier, wychodzenie poza szereg – mówił pan Stefan – to tylko początek.

Zderzenie solidarności, 9 mln. ludzi z systemem totalitarnym doprowadziło do upadku systemu. Wprowadzono stan wojenny. Ludzie zastanawiali się czy wejdą, nie wejdą? - mówi Pastuszewski. Po prowokacji bydgoskiej, członkowie zamknęli się na torach, w wagonach. Dokumenty i źródła mówią, że nie było takiego zagrożenia. To propaganda. Brak było decyzji precyzyjnej w stosunku do tego co się działo. Władze socjalistyczne nie potrafiły jeszcze rozmawiać, […] pacyfikacja była tym co znali, widzieli tylko takie rozwiązanie ruchu solidarnościowego. Doszło do zawiązania okrągłego stołu i strajków. Czy solidarność była gotowa do przyjęcia władzy po upadku ustroju socjalistycznego – Pastuszewski mówi - nie byliśmy przygotowani do objęcia władzy.

Jako obywatel odczuwał skutki rewolucji. Jako radny również – opowiada pan Stefan Pastuszewski. Dr Pastuszewski był przeciwnikiem okrągłego stołu. Twierdzi: Okrągły Stół nie chcemy tego, a jeżeli już powinni to być delegaci wybrani. Stół podzielił członków. Uwidaczniało się to w czasie wyborów. W dalszej części konferencji mówił , w jaki sposób tajne służby oddziaływały na delegatów. Reforma Balcerowicza doprowadziła do biedy i degradacji terenów rolnych. Państwo Polskie zostało pozbawione wytwórstwa. Te ostatnie procesy nastąpiły później. Brak przygotowania do objęcia władzy spowodował rozpad związku. Wykształciły się różne partie polityczne.

Obecnie związek zawodowy posiada 600 tys. członków, różnica ze starym związkiem jest taka, że istnieje zainteresowanie polityką. Jedna trzecia artykułów solidarności mówi o polityce. Nadal istnieje solidarność zakładowa, to w istocie jeden związek - mówi Pastuszewski. Próbuje się zrozumieć innego człowieka, czego brakuje w innych związkach. To nadal ta sama solidarność – tylko rzeczywistość się zmieniła.

Zakończenie: trzeba być solidarnym, także w wierze. Nie można traktować innych pogardliwie. Solidarność musi być, w sensie współżycia – mówi S. Pastuszewski. Brak solidarności doprowadza do struktury grzechu: kłamstwa, wyzysku, opresji ze strony innych narodów.




środa, 24 czerwca 2015

Dawne zwyczaje i tradycje - Sobótki, noc świętojańska, św. Jana


Noc świętojańska fascynowała całe pokolenia Polaków i to nie tylko tych, którzy spędzali ją przy ognisku. Czarowi tej niezwykłej, tajemniczej nocy ulegali poeci, malarze i muzycy.

Sobótki to jeden z najbardziej zagadkowych obrzędów. Ich rodowód sięga pogańskich czasów i jak twierdzą etnografowie, pozostaje w ścisłym związku z letnim przesileniem słonecznym. Dowodzi tego rola ognia, który w sobótkowe wieczory był najważniejszy.



Kanonik sandomierski Marcin z Urzędowa napisał w 1562 r.: „U nas w wilię św. Jana niewiasty ognie paliły, tańcowano i śpiewano djabłu cześć i modły czyniąc; tego obyczaju pogańskiego do tych czasów w Polsce nie chcą opuszczać niewiasty, bo takież to ofiarowanie tego ziela [bylicy] czyniąc, wieszając, opasując się niem. Święta też tej djablicy święcą, czyniąc Sobótki, paląc ognie, krzesząc ognia deskami, aby była prawa świętość djabelska; śpiewają djabelskie pieśni plugawe, tańcując, a djabeł też skacze, radując się, że mu chrześcijanie czynią modły i chwałę miłego Boga żadnego nie będzie, a około Sobótki będą wszyscy czynić rozmaite złości”.

Widzimy jak bardzo Kościół obawiał się tego święta. Obawy kanonika, okazały się jednak niepotrzebne. Nadal oddawano cześć św. Janowi.

Kiedy palono Sobótki? W zależności od regionu na Zielone Świątki lub w noc świętojańską. Ognie palono na wzgórzach, miedzach, drogach, na skrajach lasów, na ugorach, nad rzekami, ale nigdy na uprawnych polach.

Ogień krzesano w sposób archaiczny – deskami, pocierano jedną o drugą. Słowianie na Kujawach zwali Sobótki „Kresami” lub „Krsz”, co oznaczało krzesanie ognia.

Z czasem stara wiara zmieszała się z nową. W wigilię św. Jana wieczorem wiejska młodzież udawała się gromadą do ustalonego przez odwieczny zwyczaj miejsca, by przygotować stos na ognisko. Dzień był długi, noc będzie krótka. Gospodarze, oporządziwszy dobytek, ściągali powoli na Sobótkę. Wokół stosu leżały kłody, aby starsi i godniejsi mieli gdzie spocząć. Młodzież czekała niecierpliwie, coraz to drew do stosu dokładając. Wreszcie zbierała się starszyzna. Wtedy można było krzesać ogień.

Starsi nieśli pęki bylicy w dłoniach, młodsi, zwłaszcza dziewczęta, poobwieszały się tym magicznym zielem. Za starszyzną ciągnęli grajkowie, coraz wyraźniej słychać było piszczałki, dudy i bębny.



Nagle buchnął ogień. Snop iskier strzelił w niebo złotym pyłem. Ogień obejmował coraz grubsze pniaki. Radosne trzaskanie palących się drew ginęło w narastającej wokół wrzawie.

Znalazła się i beczka piwa, i antałki z gorzałką. Szybko powiększała się przy nich gromada spragnionych.

Znaleźli się i pierwsi śmiałkowie do skoku przez ogień. Krążyli dookoła ogniska czekając, aż płomienie nieco przygasną. Skakały i dziewuchy, jak opętane, ustrojone w bylice, furkając spódnice. Skakali młodzi jeden po drugim, tędy i owędy, i na krzyż. Odważnych nie brakowało. Starzy patrzyli na igrzysko siedząc na zwalonych kłodach i kiwali głowami.

Rozbrzmiewały dowcipy, żarty, głośny śmiech. Potem szukano kwiatu paproci. Ten „kici się” tylko w wigilię, św. Jana o samej północy. Kto go zerwie, ma zapewnione szczęście. Tylko trudno go znaleźć, bo demony bronią do niego dostępu. Dziewczęta wierzyły, że znalezienie kwiatu paproci, pomoże im w przyszłości znaleźć dobrego męża.

Kiedy ogień przygasał, bo mało dorzucano do niego drwa, wyruszano nad rzekę, czy jezioro. Dziewczęta rzucały do wody wianki z kwiatów. Im dalej popłynął od brzegu, tym lepiej, bo zwiastowało to zamążpójście i dobra partię. Smutno było tej, której wianek zatrzymał się na konarze. Gdy się tak stało, jeszcze rok dziewczyna musiała poczekać.



Siła Sobótek była wielka. Kościół zakazał tego pogańskiego zwyczaju (Synod krakowski 1408r., zakazał ich również Król Kazimierz Jagiellończyk w 1468 r.), mimo to przetrwał ten zwyczaj, aż do I Wojny Światowej.

Powoli zwyczaj przemienił się w tradycję, bardziej odpowiednią i tolerowaną przez Kościół. Zbierano wówczas rumianek do celów leczniczych. Gospodarze strzygli w tym okresie owce (24 czerwca św. Jana). Istniał także zwyczaj obdarowywania pana chlebem. Również król otrzymywał bochenek wypieczony i podarowany przez chłopów (pisał o tym Ł. Gołębiewski, zwyczaj obchodzone szczególnie w Krakowie, stolicy Polski).




Dziś traktujemy Sobótki, noc świętojańską bardziej jak zabawę. Pieczemy kiełbaski nad ogniem i wspólnie, całymi rodzinami spędzamy czas na powietrzu. Zazwyczaj na Sobótki (Święto młodości, jak mówi starsze pokolenie kruszwiczan) przypadają w „Dni Kruszwicy”. W św. Jana, w kościołach odprawiana jest msza św. Niektórzy księża, parafii znajdujących się nad jeziorem, po wieczornej mszy św. udają się nad jezioro, aby poświęcić wodę. Ta tradycja otwiera sezon kąpielowy. Mówi się, że w św. Jana woda przekwita. Święto Narodzenia św. Jana Chrzciciela była dawniej, ostatnią tak hucznie obchodzoną uroczystością przed pracami w polu – żniwami.

*Opracowanie Bartłomiej Grabowski na podstawie źródła: Polskie Tradycje Świąteczne, Ewa Ferenc.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Jan Zygmunt Czapla (1887-1941)


Jan Zygmunt Czapla urodził się 22 czerwca 1887 roku. To niezwykła postać związana z naszą okolicą. Jeden z pionierów w  historii regionu.



Lekarz i publicysta, patriota - uczestnik powstania wielkopolskiego. Opracowywał dzieje miasta Inowrocławia i zajmował się heraldyką. Miał bogate zbiory książek i dokumentów dotyczących historii Kujaw. Uczestnik wojny polsko-sowieckiej. Jego publikacje (m.in. w "Dzienniku Kujawskim") poważnie rozszerzyły stan wiedzy o dziejach ziemi kujawskiej. Pisał artykuły i był autorem wielu prac wydanych w okresie międzywojennym. Za polską działalność w czasie okupacji został aresztowany i zginął 18 stycznia 1941 r. w Dachau.



W 1929 roku Wydawnictwo Towarzystwo Kółek Rolniczych w Inowrocławiu wydało jego książkę o Kujawach. Znajdował się tam opis Kujaw nie tylko pod względem geograficznym ale również historycznym, rolniczym i przemysłowo-handlowym.



Książka opisywała powiat Inowrocław. W publikacji znalazły się również fragmenty dotyczące Kruszwicy.



Dokument zawiera również stare fotografie, które zdobią całość książki. Jest to źródło, z którego do dziś korzystają historycy, przy okazji pisania nowszych monografii naszej okolicy.





*Opracowanie Bartłomiej Grabowski na podstawie źródła: Repozytorium Cyfrowe Instytutów Naukowych.

Słowiańskie korzenie - w świetle najnowszych badań genetycznych



Czy Słowianie są ludem allochtoniczym, ludem wędrownym? Czy może raczej autochtonicznym, osiadłym, zamieszkującym te tereny ponad 10 tysięcy lat? A może obie teorie są prawdziwe?



Badacze z Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy. Na warsztat wzięli mitochondrialne DNA (mtDNA), które wyodrębnili z próbek pobranych od 2,5 tys. osób z różnych współczesnych populacji słowiańskojęzycznych (Polaków, Czechów, Słowaków, Ukraińców i Rosjan).

Wszystkie teorie mówiące o ciągłości osadniczej i etnicznej na naszych ziemiach mają jeden słaby punkt – po okresie wielowiekowego rozwoju nastąpiła tzw. pustka osadnicza w V–VI w. n.e. Okres ten nadal przysłania badaczom mgła tajemnicy. Pewne jest jednak, że nastąpił w tym czasie znaczny regres osadniczy i demograficzny. Między V a VII w. widać wyraźne przełamanie kulturowe. Pustka nie jest określeniem precyzyjnym, archeolodzy i demografowie, w świetle ostatnich badań (m.in. liczne prace wykopaliskowe podczas budowy autostrad), szacują, że około 30 proc. osiadłej tu wcześniej ludności nie ruszyło się w czasie tej dziejowej zawieruchy z miejsca. Ostatecznie autochtoni zostali wchłonięci przez ludy, które przyniosły kulturę materialną identyfikowaną przez archeologów ze Słowianami.


Dr. Stanaszka uważa że spór między zwolennikami teorii autochtonicznej i allochtonicznej jest nieco jałowy, bo ostatecznie obie tezy można ze sobą pogodzić. Scenariusz mógł być bowiem następujący: w różnym czasie i z różnych ośrodków osadniczych migrowały fale ludności charakteryzujące się tą samą grupą genetyczną. Na przykład w epoce brązu pojawia się na terenie Europy Środkowej pierwsza grupa Prasłowian, wiele wieków później przybywają tam ich genetyczni krewniacy i dopiero z tej mieszanki powstają właściwi Słowianie, lud mówiący tym samym językiem i powiązany kulturowo.


Klucz do tajemnicy pochodzenia Słowian kryje się w tzw. kopalnym DNA, czyli materiale genetycznym pozyskiwanym podczas prac archeologicznych. Warunkiem rozwiązania zagadki jest ścisła współpraca genetyków i archeologów. – Mając próbki genetyczne szkieletów z kultury łużyckiej, moglibyśmy sprawdzić, czy pojawiają się tam te same haplogrupy co u współczesnych Słowian – mówi dr Stanaszek. Ale niestety kopalnego DNA się nie bada. I to nie tylko w naszym kraju. – Wszyscy się obawiają, że to istna puszka Pandory. Wyobraźmy sobie, jakie zamieszanie by powstało, gdyby na przykład genetycy dowiedli, że Piastowie byli obcego pochodzenia – dodaje naukowiec.

Zresztą nie tylko polscy badacze podchodzą do kopalnego DNA jak pies do jeża. Kilka lat temu Niemcy ogłosili wszem i wobec, że zaczynają badać na dużą skalę kopalne DNA pochodzące z miejscowych wykopalisk. Kiedy okazało się, że w próbkach znajdują liczne haplogrupy charakterystyczne dla Słowian, badania szybko przerwano.1




Obecność „starożytnych” haplogrup u Słowian nie jest dla mnie żadną sensacją i niespodzianką. Słowianie, jak wszyscy ludzie na świecie, musieli mieć przodków żyjących w starożytności. A rejon Europy Środkowo-Wschodniej przez tysiące lat widział niezliczone migracje mniejszych bądź większych grup ludzi, więc nie ma nic dziwnego w tym, że dawne haplogrupy są obecne w wielu miejscach. Podczas tych migracji najpewniej nieraz dochodziło do mieszania się różnych grup ludności. Przykłady takich zdarzeń możemy znaleźć także w źródłach historycznych. Wiemy z nich chociażby, że grupy barbarzyńców, które zalały w IV i V w. n.e. zachodnią część Rzymu, często składały się nie z jednego ludu, ale były mieszanką różnych grup i często stawały się ruchomymi wielokulturowymi tyglami, w których obok Germanów byli Sarmaci, mieszkańcy Rzymu różnych narodowości (np. niewolnicy i zbuntowana biedota) oraz inne ludy, wśród których mogły być nawet grupki Słowian. Takie mieszanie się różnych grup ludzi i „wytapianie” się z nich nowych ludów mogło zdarzać się w Europie wiele razy. Starożytni i prehistoryczni ludzie nie byli bowiem takimi zwolennikami etnicznej czystości, jakimi niektórzy chcieliby ich widzieć.


Trzeba też pamiętać, że haplogrupy nie mają związku z językiem i kulturą materialną. Wszystkie te trzy elementy potrafią zmieniać się niezależnie od siebie. Doskonałym przykładem jest obecna Ameryka, gdzie Afrykanie, Słowianie i Azjaci używają jednego wspólnego germańskiego języka i tworzą jedną kulturę materialną. Wiele podobnych przykładów przyjmowania przez grupy etniczne obcych języków znamy z historii (choćby procesy hellenizacji, romanizacji, czy arabizacji). W każdym wypadku, język i kultura materialna zmieniały się, choć geny w dużej mierze pozostawały te same.

Nie ma więc żadnych podstaw, by twierdzić, że wszyscy ci genetyczni przodkowie Słowian sprzed kilku tysięcy lat używali języków słowiańskich (prasłowiańskich). Nie powinno być za to wątpliwości, że Słowianie podczas swojej ekspansji mieszali się z innymi mieszkańcami Europy Środkowo-Wschodniej, którzy przyjmowali język słowiański. Ta ekspansja jest bowiem faktem, wbrew temu co można wywnioskować z powyższej depeszy PAP.

W przypadku Bałkanów ekspansja jest potwierdzona licznymi źródłami historycznymi, których starożytni autorzy traktują Słowian jako jakiś nowy lud (w tym znaczeniu, że nieznany dotąd mieszkańcom świata śródziemnomorskiego, a nie dotąd nieistniejący, jak to czytamy w depeszy PAP; w rzeczywistości raczej nikt nie wątpi, że Słowianie mogli istnieć na długo przed ową ekspansją, ale żyli na terenach w zasadzie nieznanych antycznym historykom, stąd wrażenie, że pojawili się nagle).

Słowianie zajęli na Bałkanach ziemie zamieszkane niegdyś przez Ilirów i Traków i wchodzące przez stulecia w skład Imperium Rzymskiego. Trudno w tym wypadku bronić tezy, że Słowianie zawsze żyli na tych ziemiach. Podobnie jest z Czechami, gdzie liczne źródła historyczne stwierdzają obecność germańskiego ludu Markomanów, z którymi Rzymianie walczyli i których ziemie najeżdżali. Wcześniej na terenach Czech żyli zaś Celtowie, za czym przemawiają liczne znaleziska archeologiczne. Bardzo wiele śladów kultury materialnej Celtów (w tym osad i dowodów bicia monet) znajdujemy zresztą również w Polsce.



Badania genetyczne nie są w stanie obalić też tego, że w połowie I tysiąclecia n.e. na ziemiach polskich znikają liczne istniejące tu wcześniej kultury i następuje radykalny spadek liczby ludzkich osiedli. Znikome zaludnienie ziem na północ od Karpat sugerują zresztą również źródła historyczne. Wedle Prokopiusza germańscy Herulowie mieli pomaszerować znad Dunaju na północ idąc przez opustoszałe ziemie dzisiejszej Polski ku Skandynawii. Przy czym przestrzegałbym przed interpretowaniem tego opustoszenia, czy pojawiającego się w archeologii terminu „pustka osadnicza”, jako twierdzeń, że nie było tu wówczas żadnej ludności. Część dawnych mieszkańców ziem Polski mogła na nich pozostać i uległa wchłonięciu przez ludy, które przyniosły kulturę materialną identyfikowaną przez archeologów ze Słowianami. Ludy te mogły również przynieść słowiańskie języki, gdyż nie mamy żadnych materialnych dowodów na to, że były one wcześniej na naszych ziemiach. A genetyka takich dowodów nie jest w stanie dostarczyć.


Wraz ze spadkiem liczby ludzkich osad na ziemiach Polski mamy też do czynienia z procesem, który nazwałbym prymitywizacją kultury materialnej. Wyroby rzemieślnicze z początków drugiej połowy I tysiąclecia n.e., znajdowane na ziemiach polskich, są dużo gorsze i uboższe niż te wytwarzane tu wcześniej. Nie ma więc wątpliwości, że w połowie I tysiąclecia n.e. zaszły na ziemiach polskich dramatyczne zmiany. I trzeba mieć świadomość, że takie zmiany mogły zachodzić w Europie Środkowej wiele razy w ciągu kilku tysięcy lat i ludzkie populacje mogły przemieszczać się w wielu kierunkach i wiele razy mieszać. Trudno więc oczekiwać, by haplogrupy były mocnym dowodem przynależności do określonej grupy etnicznej.

Z powyższych powodów uważam, że należy bardzo ostrożnie interpretować wyniki badań genetycznych. Przeszłość Europy Środkowej jest bowiem niezwykle skomplikowana i odczytanie DNA jej mieszkańców z pewnością nie wystarczy, by ją poznać. Potrzebne są do tego multidyscyplinarne badania łączące w bezstronny sposób wiedzę z różnych źródeł. A i wtedy będzie to być może zadanie przerastające nasze możliwości.2

Podsumowując, trzeba jeszcze wielu lat badań, aby potwierdzić nasze właściwie pochodzenie. Faktem jest jednak, że podręczniki nie mówią prawdy. Słowianie byli tu już w starożytności. Mamy więc długą historię, sięgającą tysiące lat wstecz. Szkoda tylko, że wciąż wiemy o niej tak mało.





1http://www.uwazamrze.pl/artykul/976946/slowianski-rodowod

2http://archeowiesci.pl/

niedziela, 21 czerwca 2015

Klub Piłkarski Gopło Kruszwica 1925 r.


"Gopło" Kruszwica, na ostatniej fotografii (trzecia od góry) między innymi Nadzieja, Grzelak, Komiński, Smudziński legendy kruszwickiej piłki nożnej.













Historia piłki nożnej w Polsce zaczęła się już w w latach 80tych XIX wieku. Galicja była pierwszym regionem, w którym kopano piłkę na poważnie. Pierwsze kluby powstały na przełomie XVIII i XIX wieku. Najstarsze pod Krakowem, ale i w Wielkopolsce piłka nożna rozwijała się dość szybko. Sport pod zaborem pruskim dał mocny fundament pod budowę zespołu w Kruszwicy. W latach dwudziestych piłka była już powszechna na boiskach szkolnych, rozgrywali także pierwsze mecze seniorzy. Z pomysłem założenia klubu piłkarskiego w Kruszwicy wyszła garstka kruszwiczan, związanych ze sportem już wcześniej.



Polski Związek Piłki Nożnej powstał tuż po I Wojnie Światowej. Jego powstanie przyspieszyło utworzenie drużyn i zawodów piłkarskich w Polsce. Już w 1921 roku odbyły się pierwsze zawody międzynarodowe w Węgrzech, a wcześniej rozegrane zostały mecze o mistrzostwo kraju.



Czajkowski i Drzewucki 1958 r

2 Lipca 1925 roku Magistrat i Zarząd Policji miasta Kruszwicy zatwierdziły pismo od zarządu klubu sportowego znad Gopła.


List zarządu "Gopło" do Magistrali miasta Kruszwica


Do miasta Kruszwicy.

Niniejszym podajemy do wiadomości,
iż w dniu 2 VI 25 r. (dosłownie: drugim czerwca tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym) został założony w Kruszwicy klub sportowy z nazwą „Gopło”, a siedzibą jego jest – Kruszwica – klub ten obejmuje działy wchodzące w zakres sportu, jak sekcję lekkoatletyczną, drużynę piłki nożnej etc.

Protektor klubu: p. St. K. (nazwisko nie czytelne prawdopodobnie: Kromoski)
Zarząd:
prezes: H. Barałkiewicz- zast. W. Grocholoski
sekretarz: F. Soiński – zast. H. Soiński
skarbnik R. Sokołowski
(nazwiska zarządu są również nieczytelne)




W latach 30tych XX wieku drużyna trenowała na placu ówczesnego targowiska, dziś jest to teren Osiedla Robotniczego. W składzie znaleźli się Z. Jańczak, E. Baralkiewicz, E. Jańczak, Sobecki, T. Jańczak, B. Jańczak, Grocholski. Grali również Wojtasiak, Adamiak, E. Borówka, R. Stek, T. Urbański i Świątek. Z okazji Powiatowego Święta WF i PW w Strzelnie 19 czerwca 1930 r. odbyły się zawody, na których drużyna kruszwicka zdobyła medal mistrza w piłce nożnej. Jeden z nich należy do T. Urbańskiego – reprezentanta Kruszwicy.







W czasie okupacji, w latach 1940-1945 młodzież brała udział w rozgrywkach piłkarskich z Mątwami i Strzelnem (13-14 latki). Prowadzącymi byli: Czesław Szudzichowski i Stanisław Lewandowski. Na rozgrywki chadzano pieszo. Bramki robiono z odzieży, czy butów. Zawody odbywały się przeważnie na łąkach w Szarleju oraz na terenie Cukrowni w Kruszwicy. Część chłopców stała na czatach i dawała znać pozostałym, czy nie nadchodzą mundurowi, których zadaniem było likwidowanie wszelkiej działalności sportowej ludności polskiej. Kiedy dochodziło do takiej sytuacji ratowano się ucieczka przez pola i rowy.


Skład: 1. Góra, K.S.Noteć Mątwy 1984 r. drużyna pod przewodnictwem Jerzego Uklejewskiego (kierownik pierwszy z prawej, stojący)
2. K.K.S. Piast Kruszwica po wygranym na wyjeździe meczu z K.S.O.M. Tur Mogilno (2:5), bramki dla Kruszwicy zdobyli: J. Uklejewski 2, F. Rozciszewski 1, M. Drzewucki 1 i M. Marcinkowski 1, mecz odbył się w 1946 roku.

W 1946 roku zespół nosił nazwę K.K.S. "Piast" Kruszwica. Piłkarze Piasta nosili całkowite stroje w kolorze białym. Kierownikiem drużyny w tamtym czasie był Florian Kamiński.

Skład zespołu 1946 r. K.K.S. Piast Kruszwica:

1. Marian Słowikowski
2. Mieczysław Drzewucki
3. Henryk Kołtuński
4. Czesław Uzarski
5. Juliusz Grzybowski
6. Rajmund Tobby
7. Mieczysław Marcinkowski
8. Franciszek Rozciszewski
9. Jerzy Uklejewski
10. Czesław Staszak
11. Mariusz Lewandowski
12. Florian Kamiński (kierownik drużyny)

1950 r.

W 1948 roku w ramach obchodów 25-lecia „Pogoni” Mogilno, odbył się turniej piłkarski drużyn: „Pogoni” Mogilno, „Stelli” Gniezno oraz „Piasta” Kruszwicy. Puchar turnieju zdobyła drużyna z Kruszwicy. W składzie znaleźli się: M. Stasiak, Cz. Sztudzichowski, T. Urbański, ST. Lewandowski, J. Michalak, J. Stanisławski, a także E. Śmigielski, Z. Siudziński, Wawrowski, I. Janeczek, M. Mareczek i Z. Siudziński. Prezesem był wówczas Modrzik, a chłopcy grali w strojach białych (całkowitych).

W sezonie 1950/51 stroje nadal były białe


Skład 1952
                                                                           Skład w sezonie 1953/54

Spore sukcesy piłkarze odnosili w latach 60tych. W sezonie 1960/61 wywalczyli awans do A-klasy.




Opracowanie Bartłomiej Grabowski na podstawie źródeł uzyskanych od pana Jerzego Uklejewskiego. Fotografie również należą do zbiorów pana Jerzego, a także z Kroniki MLKS "Gopło" Kruszwica.

Wykład "Solidarność", dr S. Pastuszewski i A. Krysiak

Szanowni Państwo,

Zarząd stowarzyszenia Nadgoplańskiego Towarzystwa Historycznego zaprasza na spotkanie w ramach 25-lecia istnienia kruszwickiego samorządu.

Spotkanie odbędzie się 26 czerwca o godzinie 16:00 w Hotelu Sportowym "Gopło" przy ul. Poznańskiej 17 w Kruszwicy.

Wykłady na tematy związane z Solidarnością (oraz KO i KORiS) wygłoszą dr Stefan Pastuszewski oraz Alfred Krysiak. Organizatorami wydarzenia są Nadgoplańskie Towarzystwo Historyczne, Patriotyczna Kruszwica oraz Centrum Kultury i Sportu "Ziemowit".
Serdecznie zapraszamy!
O imprezie piszą:
http://inowroclaw.7dni.pl/335931,Cwierc-wieku-wolnosci-w-Kruszwicy.html
http://mojakruszwica.pl/index.php/kultura/778-uczcimy-lokalna-solidarnosc


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Stanisław Kamiński pseudonim: „Młot”, „Sęp”

Dowódca Stanisław Kamiński

Stanisław Kamiński pochodził z Kujaw. Dowodził oddziałem dywersyjnym AK „Młot” od sierpnia 1945 do kwietnia 1949 roku. Wcześniej, w czasie okupacji niemieckiej służył w Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie. Kiedy skończyła się II Wojna Światowa kontynuował działalność konspiracyjną. Ścigany przez aparat bezpieczeństwa w marcu 1946 roku przyjechał do Bydgoszczy.

Stefan Głowacki członek oddziału 

Stworzył grupę liczącą 18 członków, działali głównie w Bydgoszczy, a także na terenie Szubina i Inowrocławia. Do 1949 roku członkowie oddziału przeprowadzili 23 akcje dywersyjne; rozbrajali funkcjonariuszy MO, wysyłali listy z pogróżkami do aktywistów partyjnych z Popowa, a gdy to okazało się nieskuteczne stosowali wobec nich karę chłosty. Przeprowadzali rekwizycję w sklepach spółdzielczych i zakładach państwowych (PKS w Inowrocławiu, Fabryka Odlewów Metali, cukrownia w Kruszwicy). W czasie jednej z tych akcji w kwietniu 1949 roku, rozpoznano jednego z członków, którego od razu aresztowano. Przygotowano zasadzki w domach innych członków i nastąpiły dalsze aresztowania. Jedynym z oddziału „Młot”, któremu udało się zbiec był Walenty Jarosz „Murzyn”. Ukrywał się w okolicy Rzeszowa do 1955 roku.

Marian Olejniczak członek oddziału

Wszyscy członkowie oddziału Kamińskiego zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy. Dowódca Stanisław Kamiński i Marian Olejniczak otrzymali karę śmierci. Stanisław Kamiński nie dożył do wykonania wyroku, jego kompana stracono w więzieniu w Bydgoszczy 30 grudnia 1949 roku. Stefan Głowacki został skazany na dożywocie. Alojzy Gałgański dostał 15 lat więzienia. Pozostali członkowie otrzymali karę więzienia od 3 do 10 lat.

Marta Kamińska siostra dowódcy, skazana za współpracę


*Opracowanie Bartłomiej Grabowski na podstawie tekstu IPN (ipn.gov.pl – wystawa Żołnierze Wyklęci, Inowrocław 2015 r., według dr Alicja Paczoska-Hauke).

niedziela, 14 czerwca 2015

Pałac Gocanowo

Pałac w Gocanowie widnieje w rejestrze zabytków, jako zespół dworski z 1 poł. XIX-XX w., nr rej.: A/1016/1-2 z 15.05.1987. Obecnie obiekt jest własnością prywatną. W Pałacu znajduje się piękny i stylowy hotel-restauracja.



Historia

Dwór z końca XVIII/początku XIX w. Nie doszukałem się dokładnej daty budowy, chociaż niektóre źródła sięgają 1785 r. Pierwsza wzmianka o wsi Gocanowo pochodzi z 1065 r. kiedy to w dokumentach wymieniany jest Andrzej z Gocanowa. Arcybiskup gnieźnieński nadał ją w 1282 r. klasztorowi w Łęknie, w 1489 r. należała już do parafii Chełmce, zaś od 1595 r. była w rękach dzierżawców, najpierw Kałudzkiego, a następnie Rudnickiego. Wśród dalszych właścicieli wymieniany jest Izydor Zakrzewski i jego syn, następnie Carl Heyne, a po nim Franz von Heyne, następnie Hulda Więckowska, Adolf Lehmann-Nitsche i jego spadkobiercy. Istniejący zespół dworsko - parkowy pochodzi z pocz. XIX w. Wtedy też wybudowany tu parterowy dwór. Od 1912 r. dobra gocanowskie były własnością Państwa Polskiego - Komisji Osiedleńczej dla Prus Zachodnich i Poznania, zaś od 1920 r. Skarbu Państwa Polskiego. Dwór został gruntownie wyremontowany w latach 1974-1976.

Ciekawostką jest łóżko znajdujące się w hotelu, w którym podobno sypiał sam cesarz Napoleon i szafka, gdzie Marysieńka trzymała leki i sole trzeźwiące - to wyposażenie jednego z pałacowych pokoi w Gocanowie.

Artykuł pochodzi z nowości.com.pl – wywiad z Jolantą Rasała

  • Tata zawsze marzył, by kupić dwór lub pałac. Teraz to marzenie udało mu się zrealizować - mówi córka właściciela pałacu w Gocanowie, Jolanta Rasała. Jej ojciec, znany kruszwicki przedsiębiorca, kupując zabytkowy obiekt ocalił go przed całkowitym zniszczeniem.

    - Prowadzę zakład ogólnobudowlany i kilka lat temu remontowałem dach tego pałacu. Obiekt należał wówczas do Agencji Nieruchomości Rolnej, a zarządzał nim Komrol. Powiedziałem wtedy prezesowi firmy, że dach robię solidnie, bo ten pałac w przyszłości sobie kupię. Pięć lat później obiekt wraz z parkiem został wystawiony na sprzedaż i tak zostałem jego właścicielem - wspomina Jerzy Rasała.

    Rok wystarczył, by zdewastowany budynek, który w ogóle nie nadawał się do zamieszkania, na powrót stał się wystawną rezydencją. Zanim gmach opustoszał, wcześniej mieściło się w nim przedszkole, a pozostała część służyła za mieszkania socjalne dla pracowników PGR-ów. Kiedy ludzie się wyprowadzali, zniszczyli lub zabrali wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.

    - Tu nie było podłóg, drzwi, okien. Jakby ten pałac dalej tak stał, to pewnie, by nawet i cegły zabrali - twierdzi jedna ze starszych mieszkanek Gocanowa.

    Nowy nabywca szukał drzwi na jarmarkach, a te, z których ocalały fragmenty, kazał zrekonstruować. Wszystkie prace odbywały się pod nadzorem konserwatora, bo pałac jest wpisany do Krajowego Rejestru Zabytków.

    - W ten sam sposób zdobyłem sprzęty, by umeblować pokoje. W łóżku, które znajduje się w apartamencie dla nowożeńców, podobno spał Napoleon - opowiada właściciel obiektu.

    W gmachu mieścić się będzie restauracja wraz z sześcioma pokojami gościnnymi, jednak w planach jest jeszcze budowa hotelu. Jerzy Rasała chce doprowadzić gaz do pałacu oraz całego Gocanowa i sąsiedniego Rusinowa. Na uroczyste otwarcie obiektu zaprosił sąsiadów ze swojej wsi.

  • Warto wiedzieć

    Pierwsze wzmianki o Gocanowie pochodzą z 1065 roku. W kronikach Jana Długosza pojawia się wzmianka o Andrzeju z Gocanowa.

    Historia zespołu dworsko-pałacowego sięga 1785 roku. Z tego roku pochodzą pierwsze wzmianki w Księgiach Grodzkich.

    Pierwszym znanym właścicielem był Isidor Zakrzewski. Pałac w obecnym charakterze powstał w 1965 roku. (nowości.com.pl)


To niesamowite, wręcz bajkowe miejsce, gorąco zachęcam do korzystania z usług hotelu-restauracji Pałac Gocanowo, piękny kawałek historii.

Źródła:
*Fotografia Piotr Kujawa i http://www.123noclegi.pl/gocanowo.html, tekst pochodzi częściowo z tej strony, wywiad z panią Rasała: http://nowosci.com.pl/151755,Ruina-przemienila-sie-w-palac.html 

Przewodnik informacyjny autorstwa Karola Kopeć 1933 r

W 1933 roku Polskie Towarzystwo Krajoznawcze (Oddział Kujaw Zachodnich), wydało książkę, której autorem był Karol Kopeć. Publikacja nosiła tytuł: „Ilustrowany przewodnik po Inowrocławiu i Kujawach: (Kruszwica-Strzelno-Trzemeszno-Mogilno-Pakość)”.










Część o Kruszwicy zaczyna się od wstępu dotyczącego piastowskiego grodu, a także informacji dotyczących położenia miasta. Dalej informator opowiada o zabytkach kruszwickich, głównie „Mysiej Wieży” oraz Kolegiacie kruszwickiej. Autor nadmienia także jak ważną rolę odegrało miasto w literaturze. Przypomina o legendach oraz opowiadaniu J. Słowackiego.









Ostatnia strona poświęcona jest krajobrazowi. W książce znajdziemy także historię zamku. Całość zdobiona jest czarno-białymi fotografiami, z okresu przedwojennego. Na końcu znajduje się wykaz, zbiór punktów tj. apteki, lekarze, drukarnie, kasy oszczędnościowe itd. znajdujące się na terenie regionu w tamtym czasie. Ciekawostką są reklamy różnych firm przewijające się w książce. Książka dostępna jest w bibliotekach cyfrowych.